piątek, 23 września 2016

Rozdział 18

Po wyjściu Marka postanowiłaś zrobić większe porządki w mieszkaniu. Miałaś ku temu dobrą okazję, bo byłaś sama. Oczywiście sprzątałaś na bieżąco, bo przy Twoim bracie inaczej się nie da. Ogarnęłaś więc wszystko, umyłaś podłogi, wypucowałaś kuchnię i łazienkę na błysk. Byłaś z siebie zadowolona. Zmęczyło Cię to sprzątanie. Z racji późnej już godziny i ciemnościach za oknem uznałaś, że na kawę już jest za późno. Zaparzyłaś więc sobie herbatę. Akurat, gdy wlewałaś wodę do kubka, to usłyszałaś dzwonek do drzwi, a następnie mocne pukanie. Zdziwiłaś się, bo nie spodziewałaś się nikogo. Miałaś tylko nadzieję, że Marek nie narozrabiał. Otworzyłaś drzwi i spojrzałaś pytająco na dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Nie wzbudzili oni Twojej sympatii. Intuicja podpowiadała Ci, że raczej nie chcą pożyczyć cukru, jak typowi sąsiedzi…
 - Panowie do kogo? – spytałaś cicho. W pewnym sensie obawiałaś się nieznajomych.
 - Do Marka. Braciszek jest? – zapytał ten po prawej.
 - Niestety nie – pokręciłaś głową. Skąd oni w ogóle wiedzieli, że jest on u Ciebie?
 - Wolimy się upewnić – rzucił drugi i pchnął mocniej drzwi, o które się opierałaś. Odrzuciło Cię do tyłu. Mężczyźni weszli do środka i zaczęli Ci chodzić po mieszkaniu. Bałaś się tego, co się działo. Nie wiedziałaś, kim oni są i czego chcą od szatyna.
 - Ale co wy robicie? Mówiłam, że Marka nie ma – powiedziałaś stanowczo, stając w wejściu do salonu, który zaczęli przeszukiwać.
 - Cwaniak – uśmiechnął się ironicznie ten, którego miałaś za milszego. – Wiedział, że go w końcu znajdziemy.
 - Mogę wiedzieć, po co szukacie mojego brata? – skrzyżowałaś ręce na piersi i spojrzałaś wyczekująco na towarzyszy. Jeden z nich podszedł do Ciebie. Przełknęłaś ślinę, ale nie chciałaś dać po sobie poznać, że się boisz. Wiedziałaś, że mogą Twoją bezradność wykorzystać.
 - Usiądź sobie, maleńka – chwycił Cię za bark i zmusił do usadowienia się na kanapie. Syknęłaś z bólu i zaczęłaś rozmasowywać bolącą część ciała. Dwójka przybyszy usiadła po Twoich obu stronach. W pewnym sensie Cię otoczyli. Nie mogłaś się ruszyć. Strach zaczynał przejmować nad Tobą kontrolę, a z Twoich oczu na pewno łatwo można było wyczytać, że się boisz.
 - A teraz powiemy Ci, co masz przekazać naszemu kochanemu koledze, a Twojemu braciszkowi – zaczął drugi, patrząc na Ciebie wymownie. – Jest nam coś winny. Dość sporo. On o tym wie. Zwiał z czymś, co nie należy do niego i dla własnego, jak i Twojego dobra powinien sam się do nas zgłosić. Bo jak nie, to pogadamy sobie inaczej.
W tym momencie odgarnął z Twojej twarzy zabłąkany kosmyk i włożył Ci go za ucho. Przeszedł Cię dreszcz. Wyczuł to, więc się uśmiechnął. No brawo, teraz już po Tobie. Już wie, że się boisz.
 - Nie róbcie mu nic – poprosiłaś, a w kącikach oczu zalśniły Ci łzy.
 - Nie masz tu nic do gadania. To co moje ma do mnie wrócić, bo jak nie, to możesz się z bratem pożegnać. W dodatku Ciebie teraz w to też wplątał, więc najwyżej po zwrot zwrócimy się do Ciebie – mrugnął do Ciebie, a wtedy przestraszyłaś się już nie na żarty.
 - Twój brat ma zamiar się dziś tu pojawić? – zadał pytanie drugi z nieznajomych. Pokręciłaś przecząco głową.
 - Poszedł gdzieś na imprezę. Tylko tyle wiem – przyznałaś.
 - To obejdziemy sobie wszystkie kluby w Bełchatowie. Noc jest młoda – stwierdził pierwszy. Nagle chwycił Cię mocno za szyję, aż straciłaś możliwość swobodnego oddychania. – Ale jak go nie znajdziemy to wrócimy, maleńka.
Puścił Cię, więc automatycznie chwyciłaś się za obolałe miejsce i głęboko oddychałaś, chcąc unormować oddech. Nie panowałaś już nad łzami, które płynęły z Twoich oczu.
 - A teraz już wyjdziemy. Do zobaczenia – uśmiechnął się. Mężczyźni wyszli z Twojego mieszkania, ale wcale nie byłaś przez to spokojniejsza. Byłaś wręcz przerażona i strasznie spanikowana. Zaczęłaś cała drżeć ze strachu. Nie miałaś pojęcia kim oni byli, ale byłaś pewna jednego – byli złymi ludźmi. Twój brat wplątał się zapewne w coś nielegalnego i byłaś niemal w 100% pewna, że było to coś związanego z narkotykami. W dodatku tak jakby byłaś też w to wplątana. Ukrywał się u Ciebie, więc przyczepili się i zapewne szybko nie odczepią. Cieszyło Cię tylko to, że w takim razie nie będą nękać rodziców. Dobrze, że nie powiedziałaś, że Marek jest w Łodzi. Przynajmniej miałaś nadzieję, że jest tam, gdzie Ci powiedział, bo teraz już nie byłaś pewna Jego słów. Okłamywał Cię na każdym kroku.
Wzdrygnęłaś się, słysząc, że ponownie ktoś wchodzi do mieszkania. Szybko podwinęłaś kolana pod brodę, tak jakby instynktownie broniąc się taką pozycją. Obawiałaś się, że wrócili, bo coś im się przypomniało.
 - Majka, jesteś tu? – usłyszałaś przejęty głos Zbyszka. Po chwili również Go ujrzałaś. Natychmiast się przy Tobie znalazł. Widać było, że był zaniepokojony Twoim stanem. Tylko co on u Ciebie robił?
 - Co się stało? Minąłem jakiś podejrzanych typów na klatce. To oni tutaj byli?
Kiwnęłaś głową bez słowa, przymykając oczy, z których wciąż lały się łzy.
 - Kto to był? – dopytywał.
 - Nie wiem – szepnęłaś, zgodnie z prawdą. Nie znałaś ich tożsamości.
 - Czego chcieli? Nic Ci nie zrobili? - obejrzał Cię dokładnie. Otarł Twoje mokre policzki i złapał za ręce, patrząc Ci w oczy.
 - Nic, ale… - zaczęłaś, a Bartman spojrzał na Ciebie wyczekująco. Postanowiłaś podzielić się z Nim swoimi obawami. – Oni chyba mogą wrócić.
 - Jak to chyba mogą wrócić?! – otworzył szerzej oczy.- Co oni w ogóle chcieli?
 - Szukają mojego brata – wyznałaś i ponownie zaszlochałaś. Siatkarz objął Cię mocno. Czując Jego bliskość powoli zaczynałaś się uspokajać. Wiedziałaś, że z Nim jesteś bezpieczna i nic Ci nie grozi. Był Twoim osobistym środkiem uspokajającym – melisą w siatkarskim wydaniu.
 - U Ciebie go szukają? Dobra, mniejsza o to. Zabieram Cię dziś do siebie.
 - Co? – zdziwiona podniosłaś wzrok na Jego twarz.
 - No chyba nie myślisz, że Cię tu samą zostawię w takim stanie – odparł jakby to było czymś tak oczywistym, jak to, że trawa jest zielona, a niebo niebieskie.
 - Ale ja nie chcę robić kłopotu – szepnęłaś. Nie chciałaś by Zbyszek się nad Tobą litował. Wiedział, że w takiej sytuacji byłaś bezbronna i nie umiałaś sobie sama poradzić, a On był zawsze miłym i kulturalnym facetem.
 - Co Ty mówisz, jaki kłopot? Pakuj jakieś rzeczy i śpisz u mnie. Tylko szybko, bo nie wiadomo kiedy wrócą.

Wziął Cię za rękę i pomógł wstać z kanapy. Posłusznie spakowałaś do torebki coś do spania i strój na jutrzejszy dzień pracy. Nie miałaś zamiaru jutro nigdzie iść, ale wiedziałaś, że Twoje sprawy prywatne nie powinny wpływać na pracę, bo w końcu byłaś odpowiedzialna w pewnym stopniu za kondycję siatkarzy jednego z najlepszych klubów w Polsce. Zastanawiało Cię, skąd u Ciebie wziął się Zbyszek. Cieszyło Cię jednak, że znalazł się w odpowiednim momencie, bo byłaś w totalnej rozsypce, a On jako tako Cię złożył do kupy. Zawsze był wtedy kiedy Go potrzebowałaś. Taki mężczyzna to skarb i byłaś tego świadoma. 

_______________________

Przepraszam. Wiem, że cały czas nawalam... i coraz bardziej czuję, że to jednak moja ostatnia historia i czas się z Wami pożegnać :/
Pozdrawiam ;*

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 17

Oczywiście Twoja sielanka nie mogła trwać długo. Jak już uporządkowałaś relacje z bratem i w miarę jako tako uspokoiłaś rodziców, że sytuacja wcale nie wygląda tak jak myślą, to pojawiły się inne problemy. Dla Ciebie chyba nawet większe. Nie wiadomo czemu Zbyszek zaczął Cię unikać. Nawet na Ciebie nie patrzył, a Wasze rozmowy ciężko było nazwać w ogóle konwersacją. Nie wiedziałaś co zrobiłaś źle, ale gołym okiem było widać, że jest na Ciebie zły, albo ma jakiś żal do Ciebie. Próbowałaś Go spytać, ale nie dawał Ci na to szansy. Szybko opuszczał Twój gabinet, zanim zdążyłaś zacząć jakikolwiek temat. Widziałaś tylko jakby współczujący wzrok Kłosa. Do tego Ola również z Tobą nie rozmawiała. Do wesela Jacka został tydzień, a Twoja osoba towarzysząca, a zarazem miłość życia traktowała Cię jak powietrze. Byłaś załamana, ale starałaś nie dać po sobie nic poznać. Zwykle wracając do mieszkania wydobywałaś swoje smutki na zewnątrz w postaci płaczu, ale odkąd miałaś lokatora, to było to niemożliwe. Nie chciałaś okazywać wewnętrznego bólu przy kimkolwiek, nawet jeśli to był Twój brat. Zastanawiałaś się też, kiedy on wraca do Szczecina. Nie poruszał tego tematu, tylko całymi dniami się obijał. Zagadywałaś o studia, ale wciąż się wymigiwał, mówiąc, że kolega póki co wpisuje go na wszystkie listy.
 - Halo? – powiedziałaś, odbierając połączenie od swojej rodzicielki.
 - Cześć, Majeczko. I jak tam sytuacja u Ciebie? – zapytała.
 - Tak jak zwykle. Leci – wzruszyłaś ramionami, mówiąc obojętnie. Akurat weszłaś do mieszkania, ale Marka nie zastałaś w środku. Ciekawiło Cię, gdzie on się włóczył, gdy Ty byłaś w pracy.
 - A Marek powiedział, kiedy wreszcie wróci? Tydzień już Ci siedzi na głowie.
 - Nic nie mówił. Twierdzi, że na uczelni ma wszystko załatwione i żeby się nie martwić – westchnęłaś. Musiałaś sama przed sobą przyznać, że powoli jego wizyta Cie męczyła. Miałaś dużo więcej roboty, gdy wracałaś do mieszkania, bo Marek robił straszny bałagan i poza tym nie radził sobie w kuchni, więc codziennie musiałaś coś gotować.
 - Przekaż mu, że dziś byli jacyś jego dwaj koledzy i pytali kiedy będzie i gdzie w ogóle pojechał.
 - Jacy koledzy?
 - Nie przedstawili się, ale powiedzieli, że Marek będzie wiedział o kogo chodzi, bo razem chodzą na imprezy. Może oni go przekonają do powrotu, bo ja już siły tracę – westchnęła.
 - Okej, przekażę mu. Może faktycznie jak sobie pomyśli, że tam ma towarzystwo do imprez, to zatęskni i wróci – uśmiechnęłaś się lekko. Porozmawiałaś jeszcze kilka minut z rodzicielką i zakończyłaś połączenie, aby znów ogarnąć  salon. Zastanawiałaś się jak można samemu zrobić taki bałagan w jeden dzień? W dodatku niecały. W ciszy i powoli wszystko zrobiłaś i zajęłaś się obiadem. W tym własnie momentu Twój brat wrócił do mieszkania.
 - Hej, ja tylko na chwilę – rzucił, znikając w salonie. Poszłaś od razu do niego, wycierając po drodze dłonie w ściereczkę.
 - Gdzieś się wybierasz? – uniosłaś pytająco jedną brew. Po cichu liczyłaś, że postanowił wrócić do domu.
 - Do Łodzi ze znajomymi. Idziemy na imprezę – powiedział, pakując parę rzeczy do plecaka.
 - Jakimi znajomymi? – zdziwiłaś się. Przecież on był w Bełchatowie tylko kilka dni. Kiedy zdążył spotkać kogoś i się zaprzyjaźnić na tyle, by jechać z nimi do obcego miasta?
 - 2 dni temu ich poznałem na imprezie. Wyluzuj, siostra – puścił Ci oczko i zaczął zapinać ubraną przed chwilą koszulę. Westchnęłaś.
 - Ale uważaj na siebie, okej? Nie przesadź z alkoholem, bo to jednak obce miejsce i towarzystwo – poprosiłaś, wiedząc, że i tak go nie odwiedziesz od tego pomysłu.
 - Jasna sprawa – rzucił.
 - Mama dzwoniła i kazała przekazać, że byli twoi koledzy i pytali kiedy wracasz – powiedziałaś, przypominając sobie wcześniejszy telefon.
 - Jacy koledzy? – spytał zdziwiony. Miałaś wrażenie, że jego ciało się dziwnie napięło.
 - Ci z którymi na imprezy chodzisz, tak powiedzieli. Coś nie tak?
 - Aaa ci – zaśmiał się, ale tak jakby trochę nerwowo. – Zadzwonię do nich dziś i powiem, ze muszą jeszcze się pobawić beze mnie, ale nadrobimy niedługo.
 - Nie tęsknisz za kumplami? – próbowałaś wzbudzić w nim jakieś wyższe uczucia, takie jak tęsknota.
 - Chcesz się mnie pozbyć z mieszkania, prawda? Spokojnie, niedługo wracam i będziesz mnie miała z głowy – uśmiechnął się lekko i minął Cię w drzwiach. Zrobiło Ci się głupio, że tak to odebrał.
 - To nie tak. Po prostu nie możesz tu być cały czas. Masz przecież swoje życie w Szczecinie – tłumaczyłaś się.
 - Wiem i niedługo do niego wracam. A teraz sorry, ale nie chcę żeby na mnie czekali. Do jutra! – rzucił i tyle go widziałaś. Nigdy nie nadążysz za tym chłopakiem.

Wyszedłeś z sali zmęczony, wręcz ledwo żywy. Ale w ostatnich dniach to nic nowego. Dawałeś z siebie 200% i dawało Ci to satysfakcję i jednocześnie przynosiło ulgę. Tak jak sobie zaplanowałeś, żeby mniej myśleć o Majce oddawałeś się siatkówce. Jak zwykle przyniosło to wzrost formy. Identycznie było w Rzeszowie, gdy Cię zostawiła. Przynajmniej odbijając piłkę, czy ćwicząc na siłowni czułeś się choć trochę zrelaksowany.
 - Jako, że jutro mamy trening dopiero po południu, to co wy na to żeby się wybrać na drużynowe piwko? – zapytał Wlazły, gdy byliście wszyscy w szatni.
 - Dobry pomysł, kapitanie – wyszczerzył się Winiar. Reszta mu zawtórowała i każdy zadeklarował się, że pójdzie.
 - A Ty, Zbychu? – zagadał Kłos, gdy reszta była w trakcie ustalania miejsca waszej imprezki.
 - W sumie – zamyśliłeś się. – Czemu nie?
 - Zresetujesz się, pośmiejesz. Dobrze Ci to zrobi – poklepał Cię po plecach, a Ty uniosłeś lekko jeden kącik ust w górę. W myślach przyznałeś racje kumplowi. Piwo wypite samemu w pustych, czterech ścianach przy cichych odgłosach telewizora, to co innego, niż wyjście z kumplami na miasto. To rzeczywiście mogło Ci pomóc. Wreszcie odpocząłbyś, a przy nich i ich głupich żartach na pewno nie myślałbyś o szatynce. Dlatego pierwszy raz od dawna się szczerze uśmiechnąłeś.
Wyszedłeś z szatni jako ostatni. Nigdzie Ci się nie spieszyło. Miałeś jeszcze dużo czasu do wieczora, a w mieszkaniu nikt na Ciebie nie czekał, więc po co miałbyś się spieszyć? Trochę przytłaczała Cię myśl, że miałeś 27 lat i nie ustatkowałeś się. Ba, póki co się na to nawet nie zanosiło. Wszystko dlatego, że Twoim sercem zawładnęła pewna fizjoterapeutka, o której nie jest tak łatwo zapomnieć, jak by się wydawało. Miłość nie wybiera, jak to mówią. Miłość w ogóle jest dziwna.
 - Zibi! – czyjś głos wyrwał Cię z rozmyślań. Odwróciłeś się i zobaczyłeś waszego klubowego lekarza.
 - Coś się stało? – spytałeś.
 - Tak jakby – skrzywił się. – Strasznie się spieszę, a mam tu pewne dokumenty, które trzeba dostarczyć dziś Majce żeby na jutro przyniosła je wypełnione. Mógłbyś je Jej dostarczyć?
Wzdrygnąłeś się. Nie uśmiechało Ci się Ją odwiedzać z żadnymi dokumentami. Niestety nie mogłeś odmówić. Wojtek był świetnym lekarzem i nieraz wam pomagał, stawiał na nogi. Skoro miał ważną sprawę do załatwienia, to musiałeś być fair w stosunku do niego i się zgodzić. Nie miałeś wyboru.
 - Jasne, przekażę Jej – odparłeś, biorąc od niego plik spiętych ze sobą kartek.
 - Wielkie dzięki. Ratujesz mi tyłek – zaśmiał się, pożegnał i zniknął z Twojego pola widzenia. Westchnąłeś, patrząc na owe dokumenty. Starałeś się ograniczać Wasze kontakty, a tu znów musiałeś się z Nią zobaczyć. Z jednej strony wmawiałeś sobie, że zgodziłeś się wbrew sobie, tylko ze względu na to, że nie chciałeś odmówić Wojtkowi, który dwoi się i troi żeby wam nic nie dolegało. Z drugiej jednak mimowolnie cieszyłeś się na spotkanie z szatynką, mimo całego żalu, który do niej czułeś. Postanowiłeś jednak, że nie zrobisz tego od razu, tylko po południu. Będziesz się spieszył na spotkanie z kolegami, więc nie będzie mogła Cię zatrzymać na dłużej u siebie. Genialny pomysł, Bartman. Znów unikniesz sytuacji, w której musielibyście porozmawiać o Waszych relacjach.

Około 18 zacząłeś się szykować. Wziąłeś orzeźwiający prysznic. Włosy ułożyłeś za pomocą specjalnego żelu. Założyłeś ciemne jeansy i nową koszulę (link). Spryskałeś się swoimi ulubionymi perfumami. Mieliście iść do klubu, więc liczyłeś się z tym, że jeśli za dużo wypijesz i jednak zaczniesz rozmyślać o Majce, to jakaś nieznajoma niewiasta pomoże Ci ją wyrzucić z głowy choć na chwilę. Przed wyjściem wziąłeś jeszcze plik kartek i ruszyłeś w kierunku osiedla szatynki. Miałeś prosty plan. Zadzwonić dzwonkiem, wręczyć dokumenty i się szybko pożegnać. Gdyby Cię zapraszała do środka, to miałeś odpowiedzieć, że idziesz z chłopakami na piwo i nie chcesz się spóźnić. Nie naciskałaby, znałeś Ją doskonale. Powtarzałeś ten plan, idąc do góry w Jej bloku. Byłeś tak zamyślony, że prawie zostałeś staranowany przez dwóch facetów. Nie wyglądali zbyt milusio i widać, że bardzo się spieszyli żeby opuścić budynek. Poprawiłeś kurtkę i ruszyłeś do góry. Zobaczyłeś, że drzwi od mieszkania Majki są uchylone. Mimowolnie połączyłeś to z tymi mężczyznami. Miałeś złe przeczucia i przyspieszyłeś.

_________________________

I zaczynami zabawę, moi drodzy. Jakieś hipotezy?
Pozdrawiam :*

czwartek, 18 sierpnia 2016

Rozdział 16

Nie spałaś prawie całą noc. Nerwowo chodziłaś z okna do okna w całym mieszkaniu. Marek nie odbierał Twoich połączeń, aż w końcu wyłączył telefon. Martwiłaś się o niego. Był sam w nocy w obcym mieście. To nie było zbyt dobre połączenie. Odchodziłaś wręcz od zmysłów. A jeśli coś mu się stało? Nie darowałabyś sobie tego. Obwiniałaś się o jego złość. Niepotrzebnie na niego naskoczyłaś. Zamiast go wysłuchać, to wyciągnęłaś szybko wnioski tak jak Twoi rodzice. Byłaś straszną siostrą. Powinnaś go wspierać, spróbować zrozumieć, wysłuchać, a Ty jak zwykle nie umiałaś wywiązać się z podstawowych zadań, które należą do starszej siostry.
Około 4 nad ranem w końcu usłyszałaś ruch klamki. Szybko znalazłaś się w przedpokoju. Marek wrócił, ale aż dziwne, że o własnych siłach. Śmierdziało od niego alkoholem na kilometr. Skrzywiłaś się, widząc go w takim stanie.
 - Gdzie Ty byłeś? Wiesz jak się martwiłam? – podeszłaś do niego i pomogłaś ściągnąć mu kurtkę, bo sam sobie nie mógł poradzić. Zastanawiałaś się, jak on w ogóle się tu dostał.
 - Odstresować się chciałem – wymamrotał.
 - Jesteś całkowicie zalany – westchnęłaś. Pomogłaś mu dojść do salonu, gdzie czekała na niego rozłożona kanapa z pościelą. Od razu padł na łóżko jak nieżywy. Ściągnęłaś mu buty i spodnie. Po chwili usłyszałaś jak chrapie. Odłożyłaś jego ubrania na fotel i zgasiłaś światło. Poszłaś w końcu do swojej sypialni i mogłaś pospać choć kilka godzin. Wiedziałaś, że rano będziesz się czuła równie źle jak on, bo od jakiegoś czasu się nie wysypiasz, przez co przypominasz ranem zombie.

Rano wstałaś około 9. Oczywiście nie czułaś się najlepiej z tego powodu. Niechętnie wstałaś i wyszłaś z pokoju. Od razu odrzucił Cię unoszący się w powietrzu zapach alkoholu. Otworzyłaś okno w salonie. Marek spał jak zabity. Westchnęłaś, kręcąc głową. Obwiniałaś się o to, że się tak załatwił. Ogarnęłaś się szybko w łazience i postanowiłaś iść do osiedlowej piekarni po świeże pieczywo. Nie minęło 5 minut, a już byłaś z powrotem. Marek dalej spał. Przygotowałaś mu kanapki, a butelkę wody mineralnej postawiłaś koło łóżka. Sama z kubkiem kawy usiadłaś na kuchennym blacie koło okna. Obserwowałaś w ciszy miasto, popijając co jakiś czas czarny napój. W głowie układałaś sobie jak przeprosić brata, że tak szybko go osądziłaś.
Twoje rozmyślania przerwało jego pojawienie się w kuchni. Wyglądał jak siedem nieszczęść, albo i gorzej.
 - Dzięki za wodę – powiedział cicho i wyrzucił pusta butelkę do kosza.
 - Zrobiłam Ci śniadanie – przyznałaś, głową wskazując na stół.
 - Zaraz zjem, tylko wezmę prysznic.
Znów zniknął z Twojego pola widzenia i po chwili słyszałaś tylko lejącą się wodę pod prysznicem. Póki co było między wami trochę sztywno, ale nie dziwiło Cię to. Musiałaś jakoś załagodzić te napięte relacje. Chciałaś wykorzystać ten wolny dzień pożytecznie, czyli przeprosić Marka i choć trochę poprawić wasze relacje, bo zaniedbałaś go odkąd wyjechałaś ze Szczecina.

Z niezbyt dobrym humorem wstałeś rano z łóżka. Pocieszało Cię, że tym razem przynajmniej nie masz kaca. Na trening i tak Ci się nie uśmiechało iść, a tym bardziej później na masaż do Majki. Nadal byłeś zły na nią oraz na siebie, że ponownie dałeś się wkręcić. Czułeś się jak ofiara losu. Postanowiłeś jednak na treningu dać z siebie wszystko i choć na te 3 godziny wyrzucić wszystkie inne myśli z głowy. Liczyła się tylko siatkówka. W końcu niedługo czekał Was ważny mecz z ZAKSĄ. Musiałeś być w formie, bo to na Twoich barkach miał w głównej mierze spoczywać atak Skry.
Twoje postanowienie przyniosło efekt. Skupiłeś się w 100 % na treningu, za co dostałeś pochwałę od trenera. Czułeś się też lepiej. Wysiłek fizyczny jednak potrafił poprawić Ci humor. Może nie tryskałeś szczęściem na prawo i lewo, ale było lepiej, niż dzień wcześniej.
 - Na koniec jeszcze mam dla was informację – rzucił Falasca, gdy mieliście się już zbierać do wyjścia z Sali. Spojrzeliście na niego z uwagą. – Dzisiaj Majki nie ma w pracy, więc tylko nogi do zimnej wody i do domu odpoczywać.
Nie wiedząc czemu trochę Cie ta informacja zmartwiła. Majka nigdy bez powodu nie brała wolnego w pracy. Zacząłeś mimowolnie zastanawiać się, czy coś się stało? Mimo całej złości, którą odczuwałeś na myśl o tym, co Ci zrobiła, to bałeś się, że może ma jakieś problemy, może coś się stało, albo zachorowała.
 - Co Ty taki zamyślony? – Karol pomachał Ci ręką przed twarzą i dopiero wtedy zrozumiałeś, że środkowy coś do Ciebie mówił.
 - Co? Nie, nic – wzruszyłeś ramionami i upiłeś łyk wody mineralnej.
 - Jasne, nic – pokręcił głową niedowierzająco. – Też się zastanawiasz czemu Majki nie ma?
 - Jej sprawa. Nie interesują mnie jej problemy – skłamałeś.
 - Ta, wmawiaj sobie. To, że jesteś na Nią zły nie znaczy, że przestałeś się Nią przejmować – stwierdził, krzyżując ręce na piersi. Jak zwykle trafił w punkt.
 - Może i tak, ale co z tego. Muszę przestać o Niej myśleć.
 - A nie możesz z Nią porozmawiać? Gadałem z Olką i ona też tak uważa. Zbyszek, jak będziesz Ją teraz ignorował, to Ona nawet nie będzie wiedziała dlaczego.
 - I co, może Jej jeszcze przykro będzie? – prychnąłeś poddenerwowany. – Ona jakoś nie myślała, że mi też może być przykro, jak się dowiem, że kręciła z kimś na boku, a do mnie robiła słodkie oczka.
 - Dalej ciężko mi w to wszystko uwierzyć – westchnął, kręcąc głową i ruszył pod prysznic. Przynajmniej sobie poszedł i miałeś chwilę spokoju od jego gadania na temat Majki. Byłeś uparty, nawet bardzo. Dlatego nie chciałeś go słuchać, mimo że był Twoim przyjacielem. Patrzył na tą sytuację obiektywniej, ale do Ciebie jego słowa nie trafiały. Mógł na Ciebie nasłać też Olę, ale też nic by nie wskórała. Wolałeś żyć w swoich tezach, które sam stworzyłeś. Ale czy to jest dobra droga, panie Bartman?


Jakoś udało Ci się przeprosić i udobruchać brata. Stwierdził, że jego też za bardzo poniosło, a to że poszedł i się upił, to już w ogóle było głupotą. Postanowiłaś wstawić się za nim u rodziców, ale póki co chciałaś spędzić z nim miło dzień. Wybraliście się na miasto. Byliście w galerii, kawiarni, na pizzy i przeszliście z buta chyba pół miasta. Mieliście szczęście, że była ładna pogoda. Aż dziwne, że w listopadzie może być prawie 10 stopni i słońce. Wróciliście zmęczeni wieczorem do mieszkania. Cieszyłaś się, że tak dobrze wam się rozmawiało. Dowiedziałaś się co u niego słychać, a on co u Ciebie. Przyznałaś się mu, że odnowiłaś kontakt ze Zbyszkiem i Marek, tak jak wszyscy, życzył Ci powodzenia w odzyskiwaniu Jego zaufania. On natomiast uznał, że na miłość ma jeszcze czas i póki co żadnej dziewczyny nie ma na oku. Może to i lepiej? Przez miłość się głównie cierpi. Lepiej żeby nie sprawdzał na sobie jak boli złamane serce.

______________________

Strasznie mi smutno, że Naszym chłopakom nie uda się zdobyć medali IO. Poświęcili naprawdę dużo i przeszli najdłuższą drogę ze wszystkich drużyn, aby być w Rio. Już za to powinni mieć pewny półfinał... wolę nie myśleć, co teraz mają w głowach :/
Chłopaki, jesteśmy z Wami!
Pozdrawiam ;*

środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 15

Wiedziałeś, że jeszcze tego samego dnia w Twoich drzwiach stanie Kłos. Nie pomyliłeś się. Niedługo po treningu przyszedł do Ciebie i od progu zaczął pytać, co Ci się stało.
 - Nic – mruknąłeś, usadawiając się na kanapie. Sięgnąłeś po pilot i zacząłeś bez celu przeskakiwać z kanału na kanał.
 - Nie denerwuj mnie, tylko powiedz co się stało. Nie gadałeś z Majką, prawda? Bo pytała się mnie dziś, co się z Tobą dzieje.
Nie odpowiedziałeś, tylko wciąż robiłeś tą samą czynność. Najchętniej nie chciałbyś usłyszeć już o szatynce, ale oczywiście było to nieuniknione. Środkowy w końcu się zdenerwował i wyrwał Ci pilota, wyłączając telewizor.
 - Co Ty odpierdalasz?! – warknąłeś, patrząc na przyjaciela.
 - Raczej co Ty odpierdalasz, stary – rzucił. – Czemu nie pogadałeś z tą Majką? Przecież odwieźliśmy Cię pod sam Jej blok.
 - Bo mnie znowu oszukała. Dałem się wkręcić, jak skończony idiota – wyrzuciłeś w końcu z siebie. Kłosa zatkało. Otworzył szerzej oczy i przez chwilę nic nie mówił.
 - Ale jak oszukała?
 - Zgadnij kto mi wczoraj otworzył drzwi. Jakiś pół nagi facet z bananem na ryju. Dodaj sobie dwa do dwóch i wychodzi, że kręci z kimś na boku, a mi oczy mydli cały czas.
 - A może jednak… - zaczął, ale mu przerwałeś. Wiedziałeś, ze pewnie znajdzie 100 różnych powodów żeby Ją wytłumaczyć. Zawsze Jej bronił, bo przecież w oczach wszystkich Majka była nieśmiałą i miłą kobietą, która muchy by nie skrzywdziła. Muchy może i nie, ale Zbigniewa Bartmana jak najbardziej. Mogłeś uznać, że opanowała to wręcz do perfekcji.
 - Nie ''może jednak'' , tylko taka jest prawda, Karol – powiedziałeś stanowczo. – Znowu się chce mną tylko zabawić. Nie wmawiaj mi, że to ktoś znajomy może chciał u niej przenocować , albo wpaść z wizytą, bo wiem co widziałem.
 - I tak uważam, że powinieneś o tym z Nią porozmawiać.
 - Nie zamierzam z Nią o tym rozmawiać, ani o niczym innym poza sprawami w klubie. Nic innego nas już nie będzie łączyć.
 - Przecież Ty Ją kochasz, Zbychu. Chcesz tak łatwo odpuścić? Nie dać Jej wytłumaczyć?
 - Chcę raz na zawsze zamknąć rozdział zatytułowany ‘Majka’ i zacząć na nowo żyć normalnie. W końcu miłość zniknie.
 - Sam nie wierzysz w to, co mówisz. Znam Cię trochę już.
 - Daj mi kurwa święty spokój. Koniec tego tematu.
Warknąłeś wkurzony i na nowo włączyłeś telewizor. Kłos został u Ciebie jeszcze chwilę, ale nie było za bardzo o czym gadać. Dalej byłeś zdenerwowany, a środkowy ewidentnie nie wiedział, co myśleć. Czułeś, że z jednej strony przyznaje Ci racje, ale nie chce się do tego przyznać. W końcu on się na Majce nie przejechał tak jak Ty, więc mógł sobie sądzić, że jest taka idealna jaką zgrywa. Ty byłeś w tym momencie zbyt zraniony żeby myśleć inaczej.

Czekałaś niecierpliwie na Marka. Dochodziła 20, a jego wciąż nie było. Denerwowałaś się coraz bardziej. Twój brat nie znał miasta. Miał iść tylko do kina i każdy możliwy film by się już przecież zdążył skończyć. Nie poinformował Cię, że zostanie na inny seans, czy gdzieś pójdzie. Poza tym co on miał tu do roboty sam? Chodziłaś niecierpliwie po mieszkaniu. Z nerwów aż zaczął Cię boleć brzuch. Wiedziałaś, że szykuje się zarówno poważna, jak i niezbyt przyjemna rozmowa.
W końcu usłyszałaś dźwięk otwieranych drzwi. Do środka wszedł wesoło Marek, nie świadomy tego, co go czeka i tego, że wiesz, co robił w Szczecinie do tej pory.
 - Cześć, siostra – zaczął, odwieszając kurtkę w przedpokoju. Ruszył w stronę kuchni.
 - Buty – mruknęłaś, zwracając mu uwagę.
 - Oho, chyba zły dzień w pracy – zaśmiał się i posłusznie ściągnął brudne obuwie.
 - Pracowity. Chyba należą mi się wyjaśnienia, nie sądzisz?
Spojrzał na Ciebie zdziwiony. Nie wiedział za bardzo o co Ci chodzi, więc postanowiłaś wyjaśnić, co już wiesz o jego nagłym wyjeździe.
 - Rozmawiałam z mamą.
Uśmiech od razu zszedł mu z twarzy, a mięśnie się napięły. Widać było gołym okiem, że zadowolony nie jest.
 - Sprawdzasz mnie? I co, szczęśliwa jesteś teraz jak się dowiedziałaś? – mruknął z wyrzutem.
 - Zadzwoniłam żeby ją tak w żartach opieprzyć, że mi nic nie powiedziała i wtedy wyszło, że rodzice od zmysłów odchodzą, gdzie Ty się podziewasz! Czy Ty zwariowałeś już całkiem?!
 - Wkurzyli mnie, to chciałem ochłonąć. Mają za swoje!
 - Ty się słyszysz w ogóle? – nie dowierzałaś własnym uszom. Nie poznawałaś Marka. – Narkotyki są poważną sprawą.
 - Ile razy mam powtarzać, że one nie są moje?! – warknął. W jego oczach widziałaś wściekłość.
 - Mi też będziesz wciskał tą bajeczkę? – skrzyżowałaś ręce na piersi i spojrzałaś na niego znacząco. Nie byłaś taka głupia żeby uwierzyć w tą historyjką. Jeśli myślał, że dasz się nabrać to był w błędzie.
 - Jezu, no dobra, to moje. Ale to tylko jedna działka i skoro była w moim pokoju, to logiczne, że jej nie tknąłem, co nie?
 - Skoro ją miałeś, to dowód, że zacząłeś się tym gównem interesować. Chcesz sobie w takim wieku życie już zmarnować?! Marek, ogarnij się, nie jesteś dzieckiem, a zachowujesz się gorzej, niż ono!
 - No tak, bo przecież ja zawsze wszystko robię źle, a Majeczka jak zwykle idealna – warknął. W jego oczach zobaczyłaś coś dziwnego. Żal? Nienawiść? Nie wiedziałaś, ale nie było to przyjemne.
 - Tu nie chodzi o mnie, tylko o Ciebie. Nie rozumiesz, że jak raz w to wdepniesz, to ciężko będzie przestać? W domu, w szkole, wszędzie się w kółko wałkuje temat narkotyków. Jak możesz być tak nieodpowiedzialny?!
 - Nie rozumiesz, że jestem czysty?! Kupiłem z ciekawości, ale nawet nie tknąłem. Czemu nikt mi do cholery nie wierzy?!
 - Bo zauważ, że to wygląda…
 - Jak wygląda?! – warknął. – Rodzice znaleźli jedną działkę i od razu mnie skreślili. Ty robisz to samo. Dopowiedzieliście sobie sami, że jestem jakimś ćpunem. Niestety muszę was rozczarować, bo nie biorę tego gówna.
Patrzył na Ciebie z wielkim żalem w oczach. Powoli zaczynało Ci się robić głupio, że tak łatwo go osądziłaś. Może rzeczywiście powinnaś to inaczej załatwić? Wysłuchać, porozmawiać, a dopiero potem wyciągać wnioski. Jak zwykle zrobiłaś wszystko na odwrót. Myślałaś, co by w tej sytuacji powiedzieć, ale Marek Cię ubiegł i zaczął się ubierać. Spojrzałaś na niego zaskoczona.
 - Co Ty robisz? Gdzie idziesz? – spytałaś.
 - Gdzieś – mruknął. Narzucił kurtkę i wyszedł, trzaskając drzwiami. Szybko pobiegłaś za bratem i wyszłaś na klatkę.
 - Marek, nie wygłupiaj się! Nie znasz miasta! – krzyczałaś za nim, ale szatyn szybko zbiegał schodami w dół, ignorując Twoje krzyki. Zrezygnowana wróciłaś po chwili do mieszkania. Oparłaś się plecami o drzwi i zsunęłaś się do pozycji siedzącej. Schowałaś twarz w dłonie. Popłakałaś się z bezsilności. Brawo Dębiec, wszystko potrafisz zniszczyć, jak nie miłość, to relacje z bratem.Bliżej dna się już chyba nie da być.


______________________


Wiem, zawaliłam znów. Wybaczcie. Ostatnio rzadko bywam w blogowym świecie i zastanawiam się czy po 3 latach nie jest już pora abym stąd zniknęła. Muszę dokończyć tą historię, ale kompletnie brak mi weny :/
Teraz i tak wszyscy myślami jesteśmy w Rio de Janeiro, gdzie nasi siatkarze walczą o medal Igrzysk. Trzymam kciuki żeby po 40 latach powtórzyli sukces! Bo skoro z MŚ się udało, to czemu teraz by nie miało? Jak na nich patrzę to widzę drużynę, na których szyjach mogą zawisnąć te jakże cenne krążki <3
Pozdrawiam ;*

środa, 20 lipca 2016

Rozdział 14

Rano wstałaś punktualnie o 6. Nie byłaś zbytnio wyspana, ale jak mus, to mus. Wstać musiałaś. Robiłaś wszystko bardzo cicho żeby nie obudzić swojego gościa. Marek miał jednak tak twardy sen, że nawet gdybyś zaczęła robić remont, to by się nie obudził. Na szybko wyprasowałaś bluzkę (link), którą ubrałaś do jasnych jeansów i botków (link). Wrzuciłaś kluczyki i telefon do torebki i ubierając kurtkę, wyszłaś z mieszkania. Nie chciałaś, żeby argentyński przyjmujący na Ciebie czekał. Przybyłaś do miejsca pracy punktualnie. Ponad pół godziny poświęciłaś siatkarzowi. Cieszyło Cię, że nie odczuwa już takiego bólu, jak jakiś czas temu. Oznaczało to, że Twoja praca nie idzie na marne. Odczuwałaś satysfakcje z wykonywanej pracy. Odkąd dowiedziałaś się, czym jest fizjoterapia to wiedziałaś, że chcesz iść w tym kierunku. Męczyłaś się 3 lata na profilu z rozszerzoną biologią w liceum, tylko po to żeby dobrze zdać rozszerzona maturę i dostać się na wymarzone studia. Jako, że interesowałaś się bardzo siatkówką, to chciałaś być fizjoterapeutką własnie w jakimś klubie siatkarskim. Jednak parę lat temu pozostawało to dla Ciebie w strefie marzeń. Nie sądziłaś, że zostaniesz tak doceniona i otrzymasz staż u Mistrzów Polski na Podkarpaciu. Oznaczało to wyjazd na drugi koniec Polski, ale byłaś zdeterminowana by spełnić marzenie. Byłaś dobra w tym, co robiłaś. Było to chyba jedyną rzeczą, z której byłaś w swoim życiu tak zadowolona. Przynajmniej tyle udało Ci się osiągnąć. Sfera osobista to niestety pasmo porażek.
Po treningu jak zwykle ustawiła Ci się niemała kolejeczka przed drzwiami. Poświęcałaś każdemu chwilę czasu by rozmasować ich obolałe mięśnie, czy wykonać drobne zabiegi. Kiedy zielonooki atakujący wszedł do Twojego małego królestwa w Energii, to Twoje serce jak zwykle zaczęło bić w przyspieszonym rytmie. Zbyszek jednak nie wyglądał za dobrze. Miałaś wrażenie, że nie spał pół nocy, bo przypominał chodzącego trupa.
 - Hej – przywitałaś się z Nim promiennym uśmiechem. Siatkarz natomiast posłał Ci dziwne spojrzenie. Aż poczułaś chłód, który nagle zaczął bić z Jego tęczówek. Czyżby nie poszło mu na treningu, że miał taki zły humor?
 - Cześć – mruknął oschle. – Plecy mi napierdalają.
Położył się na kozetce, wcześniej ściągając koszulkę. Zdziwiona Jego tonem przez chwilę nie umiałaś się ruszyć. Szybko się jednak otrząsnęłaś i podeszłaś do Niego.
 - Zobaczę, co da się z tym zrobić – przyznałaś i przystąpiłaś do masażu. Pod wpływem Twojego dotyku Jego ciało się dziwnie napięło. Czułaś to. Nie mogłaś pojąć co mu się stało. Po chwili skończyłaś i spytałaś, czy teraz już jest lepiej.
 - Powiedzmy – mruknął i wstał. Założył koszulkę i dukając krótkie ‘pa’ opuścił gabinet. Nie wiedziałaś, co o tym myśleć. Nie miałaś też na to czasu, bo zaraz przyszedł Kłos, którym musiałaś się zająć. Gdy miał wychodzić, to postanowiłaś go zapytać o zachowanie Bartmana.
 - Nie wiesz, czemu Zibi jest taki dziwny? – zapytałaś.
 - Sam chciałbym to wiedzieć – wzruszył ramionami. – Trzymaj się, Majka.
Uśmiechnęłaś się delikatnie na pożegnanie. Teraz już nie miałaś żadnego pomysłu. Skoro nawet Karol nie wiedział, o co chodziło Zbyszkowi, to mogło to być coś poważnego. Albo Zbyszek po prostu wstał lewą nogą. Teorii mogło być pełno, a prawda tylko jedna. Chciałaś się dowiedzieć, ale uznałaś, że nie powinnaś się Mu narzucać. Jak będzie chciał, to sam opowie. Mimo to, martwiłaś się dalej.

W drodze powrotnej do mieszkania dostałaś wiadomość od brata, że trochę mu się zaczęło nudzić, więc skoczył do kina. Dodał żebyś się nie martwiła, bo ma aplikację, dzięki której łatwo trafi i się nie zgubi. Miałaś nadzieję, że tak właśnie będzie. Nie chciałaś żeby się zgubił. Bełchatów nie był taki mały, jaki się wydawał. Wstąpiłaś do Tesco, aby zrobić zakupy, bo Twoja lodówka nie była zbyt dobrze zaopatrzona, a miałaś jednak gościa na jakiś czas. W sumie dotarło do Ciebie, że nawet nie wiesz, ile Twój brat chce u Ciebie zostać. To przypomniało Ci również o telefonie do rodzicielki. Postanowiłaś do niej zadzwonić zaraz po powrocie i wypakowaniu zakupów. Wtaszczyłaś jakoś ciężkie torby na swoje piętro i położyłaś je na stole w kuchni. Zajęły one cały blat, bo trochę tego nakupiłaś. Poza żywnością kupiłaś też jakieś środki czystości, które Ci się kończyły, a skoro już byłaś na większych zakupach, to skorzystałaś z okazji. Wypakowałaś wszystko i poszłaś do salonu. Skrzywiłaś się, widząc, że i tu Marek po sobie nie posprzątał. Na stoliku stała otwarta butelka Tymbarku jabłkowo-brzoskwiniowego, pusty talerz z okruszkami po kanapkach i puste opakowanie po ciastkach. Posprzątałaś to i pościeliłaś tymczasowe miejsce spania brata. Usiadłaś zmęczona na kanapie i wyciągnęłaś komórkę z kieszeni. Wybrałaś w kontaktach numer do swojej mamy. Odebrała po kilku sygnałach. Już na wstępie po jej głosie wyczułaś, że coś jest nie w porządku.
 - Fajna niespodzianka, ale mogliście mi powiedzieć – powiedziałaś, nie pytając póki co o humor rodzicielki.
 - Jaka niespodzianka? – zapytała zdziwiona, co zbiło Cię z tropu.
 - No Marek do mnie wczoraj wieczorem przyjechał – wyjaśniłaś.
 - Jest u Ciebie?! Jezu, jaka ulga!
 - Zaraz, zaraz. To Ty nic nie wiesz? – otworzyłaś szerzej oczy. Byłaś bardzo zdziwiona.
 - Nie wiem. Nic o nim nie wiem. Ten chłopak mnie do grobu wpędzi. To co on ostatnio wyprawia, to przychodzi ludzkie pojęcie – czułaś w Jej głosie żal. Teraz miałaś już pewność, że Marek znowu coś wykombinował i zaczęłaś się bać, co tym razem to było. Wiedziałaś, że jego wizyta nie była z tęsknoty za Tobą.
 - Czemu Ty mi nic nie mówiłaś, że są jakieś kłopoty z nim? – spytałaś z wyrzutem.
 - Nie chciałam Cię martwić. Ale cały jest u Ciebie, prawda?
 - Cały, cały. Tylko wcisnął mi kit, że przyjechał z tęsknoty i Ty o tym oczywiście wiesz, a tu się jednak okazuje co innego.
 - Wczoraj znowu się trochę posprzeczaliśmy z nim z ojcem i krzyknął, że on z nami nie zamierza dłużej mieszkać. Spakował jakieś rzeczy do plecaka i wyszedł. Od zmysłów odchodziliśmy.
 - To czemu do mnie nie zadzwoniłaś od razu?
 - Nie pomyślałam, że mógłby pojechać aż do Bełchatowa. Sądziłam, że raczej u jakiegoś kolegi się zatrzyma.
 - A wyjaśnisz mi, o co ta kłótnia była i co on w ogóle robi ostatnio, że tak się przejmujesz?
 - Bo jakieś 2 tygodnie temu nagle wybuchł na mnie, że mu w pokoju posprzątałam. Ja po prostu nie mogłam patrzeć na ten jego bałagan, a on taki krzyk. No to tata od razu uznał, że to podejrzane i mu pogrzebał w pokoju, choć mu mówiłam, że zwariował. No i to co znalazł, to po prostu… myślałam, że zawału dostanę.
 - Co znalazł? – spytałaś z lekkim strachem.
 - Torebeczkę z białym proszkiem. Nie trudno się domyślić, co to.
W tym momencie wbiło Cię w oparcie kanapy. Marek i narkotyki? Nie mogłaś w to uwierzyć. Od zawsze był łobuzem i co chwilę wpadał w jakieś kłopoty, ale czegoś takiego się po nim nie spodziewałaś. Miałaś wrażenie, że Twój brat postradał rozum.
 - Jak to wytłumaczył? – zapytałam po chwili.
 - Najpierw zrobił awanturę, że grzebiemy mu w pokoju, a potem zaczął tłumaczyć, że to nie jego, ale kolega go poprosił o przechowanie, bo ma problemy z tego powodu w domu. Nie uwierzyliśmy.
 - Nie dziwię się – westchnęłaś. – W co on się wpakował.
 - Majuś, ja już nie wiem co robić – przyznała płaczliwym głosem. – Przecież on sobie przez to życie zniszczy!
 - Mamo, ja nie wiem co powiedzieć – wydukałaś w szoku. – Wzięłam sobie dzień wolnego, bo więcej się nie dało teraz i postaram się mu przemówić do rozumu.
 - Nie wiem, czy to coś da – westchnęła zrezygnowana. – On ostatnio zachowuje się jak nie on.
 - Pewnie przez prochy. Cholera, czemu on sięgnął po to gówno?!
 - Mnie się pytasz? Codziennie pytam taty, gdzie zrobiliśmy błąd. Przecież zawsze Wam mówiliśmy, że wszelkie takie używki, to zło i jeśli ktoś by Wam proponował, to macie odmawiać.
 - Wiem, mamuś, wiem. Boję się, że może on miał jakieś problemy i dlatego sięgnął.
 - On ma dopiero 19 lat. Jest za młody żeby sobie już życie niszczyć w taki sposób.
 - Postaram się mu przemówić do rozumu. Ale póki co dajcie mi zadziałać samej. Pewnie tata będzie chciał przyjechać jak się dowie, więc powstrzymaj go, bo się jeszcze Marek wkurzy. Znasz ich.
 - Dobrze. Będę trzymać kciuki żeby choć Tobie się udało, bo nam już ręce opadły. Do tego martwię się, że przez to tata sobie zaszkodzi…
 - Co? Jak to? – przestraszyłam się.
 - Martwię się o niego, bo ostatnio się źle czuje. Raz na jakiś czas odczuwa ból w klatce piersiowej, a wiesz, że on ma chore serce.
 - Bierze leki regularnie, prawda?
 - Pilnuję go i wysyłam do kardiologa, ale się denerwuje na mnie, ze wymyślam. A przecież ja mam oczy i widzę, że się gorzej czuje!

 - Mamo, ja kończę. Zadzwonię jutro. Trzymajcie się i ucałuj tatę – pożegnałaś się i rozłączyłaś szybko. Nie dałaś rady dłużej ciągnąć tej rozmowy. Schowałaś twarz w dłonie, opierając łokcie na kolanach. Co chwilę coś spadało na Twoją głowę. Nie dość, że Twój młodszy brat zaczął ćpać, to jeszcze Twój kochany tata gorzej się czuł. Jego serce było genetycznie obciążone, bo Twoi dziadkowie chorowali na nie, a babcia nawet zmarła na skutek zawału. Bałaś się o Niego. Nie chciałaś stracić ojca przez głupotę swojego brata. Co mu strzeliło do głowy? Byłaś załamana i bezsilna. Co chwilę coś złego się działo w Twoim życiu, ale teraz to jest tego stanowczo za dużo na raz.

____________________

Uwielbiam komplikować sytuację, wiem, ale myślę że teraz przynajmniej to opowiadanie robi się ciekawsze ;) Wybaczcie za tak długą nieobecność, ale najpierw sesja, potem wyskoczył mi wyjazd jak i mecze w Krakowie i po prostu nie miałam głowy. Laptopa bardzo rzadko uzywałam w ciągu ostatniego miesiąca. Nadrobię zaległości u Was i mam nadzieję, że nie jesteście bardzo źli na mnie :/
Pozdrawiam ;*

środa, 15 czerwca 2016

Rozdział 13

 - Mogę wejść, czy każesz kochanemu braciszkowi stać na wycieraczce? – zaśmiał się, a Ty będąc dalej w szoku, otworzyłaś szerzej drzwi i zrobiłaś miejsce, aby wszedł do środka. Wizyta Marka była dla Ciebie dużym zaskoczeniem. Nie uprzedzał, że Cie odwiedzi. Rozmawiałaś 2 dni temu ze swoją rodzicielką i też nie wspominała, że Twój młodszy brat się do Ciebie wybiera. Spytałaś, czy się czegoś napije, czy coś zje.
 - W sumie głodny jestem. Ze Szczecina kawał drogi – wyszczerzył się. Zrobiłaś na szybko jakieś kanapki, a brat jadł je, aż mu się uszy trzęsły.
 - Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej, że wpadasz? Wzięłabym sobie wolne, posprzątała, zrobiła zakupy.
 - Chciałem Ci zrobić niespodziankę – wzruszył ramionami i jadł dalej. Nie pasowało Ci to do niego. Marek nigdy Cię nie odwiedzał, więc coś musiało się stać.
 - Na pewno nic się nie stało? – dopytywałaś.
 - To już własnej siostry nie mogę odwiedzić? – oburzył się.
 - Po prostu zwykle tego nie robiłeś – przyznałaś szczerze.
 - Właśnie dlatego postanowiłem to zmienić.
 - A studia?
 - Kilka dni mnie nie zbawi – mruknął.
 - Dopiero niedawno je zacząłeś i już je zawalasz – westchnęłaś niezbyt zadowolona jego zachowaniem.
 - No tak, zapomniałem, że Ty jesteś idealna i zawsze na wszystkie zajęcia chodziłaś.
 - O co Ci chodzi? – zmrużyłaś oczy.
 - Chcę żebyś wyluzowała. Mam luźny harmonogram, a wykładowcy często mają na nas wyjebane. W dodatku kumpel ma mnie wpisać na listę tam, gdzie się da.
Uznałaś, że dasz bratu tego wieczora spokój. Nie rozmawialiście długo, bo byłaś zmęczona, a następnego dnia musiałaś być na hali na 7:30, bo Facundo ma problemy z plecami i musisz mu poświęcić dłuższą chwilę, niż całej reszcie. Dałaś Markowi ręcznik i pozwoliłaś pierwszemu zająć łazienkę. W tym czasie pościeliłaś mu w salonie. Rozłożyłaś kanapę, na którą położyłaś świeżo przebraną przed chwilą pościel. Nie byłabyś sobą gdybyś nie miała w planie zadzwonić do mamy z pretensjami, że nic Ci nie powiedziała o wizycie brata. Nie dawało Ci to spokoju. Twoja rodzicielka była straszną gadułą i coś musiałoby się jej wymsknąć w czasie rozmowy. Ale z drugiej jednak strony w ostatnim czasie rzadko dzwoniła. Być może bała się, że się wygada? To wydawało Ci się logiczne. Postanowiłaś wziąć sobie wolne choć 2 dni żeby spędzić trochę czasu z dziewiętnastoletnim szatynem. Zaczynałaś się na to cieszyć, bo rzeczywiście dawno nie mieliście okazji by pobyć samym. Było Ci głupio, że prawie nic nie wiesz teraz o swoim bracie, jedynie to, co mówiła Ci mama. Gdy w czasie lata miałaś urlop, to Marek był ze znajomymi na Mazurach pod namiotami. Dlatego Wasze ostatnie spotkanie miało miejsce jakieś pół roku temu podczas Wielkanocy. Jednak przy całej rodzinie to nie było to samo, co tak samemu. Wiedziałaś, że zaniedbałaś kontakty z bratem i to w głównej mierze przez pracę.
Gdy Dębiec wyszedł z łazienki, wskazałaś mu jego miejsce do spania. Powiedziałaś, że rano pójdziesz do pracy wtedy, kiedy on pewnie jeszcze będzie smacznie chrapał. Zostawiłaś mu klucze na kuchennym stole, ale uprzedziłaś żeby nie plątał się sam po Bełchatowie, bo sama nie znasz miasta na tyle żeby później szukać Marka, gdyby się zgubił. Obiecałaś też wziąć sobie wolne żeby spędzić z nim czas. Następnie skierowałaś się do łazienki. Skrzywiłaś się, widząc lekki bałagan, który po sobie pozostawił Twój brat. Szybko to ogarnęłaś i weszłaś do kabiny prysznicowej. Podczas mycia się miałaś wrażenie, że dzwonił dzwonek do drzwi. Nikt Cię jednak nie zawołał, więc uznałaś to za jakieś przesłyszenie. Wytarłaś ciało mięciutkim ręcznikiem i założyłaś koszulę nocną. Życzyłaś Markowi dobrej nocy, po czym poszłaś do swojej sypialni. Ustawiłaś budzik na telefonie i przyłożyłaś głowę do poduszki, zamykając oczy. Nie wiedziałaś jeszcze, że wizyta brata tak zamiesza w Twoim życiu.

Wyszedłeś z bloku szatynki cały nabuzowany. Targała Tobą masa emocji. Wszystkie negatywne. Czułeś zarówno wściekłość, złość, jak i smutek i zrezygnowanie. Zacząłeś myśleć, że Majka znowu się Tobą zwyczajnie bawi. Wmawiała Ci, że Cię pokochała, a tu jak nie narzeczony, to teraz ten nowy koleś. Skoro otwierał Ci drzwi od Jej mieszkania w samych bokserkach o tej porze, to nie mógł być zbłąkanym, dalszym znajomym. Jeśli zacznie Ci się tłumaczyć, to nawet Jej nie wysłuchasz. Czułeś się wykorzystany. Chciała na nowo wzbudzić w Tobie zaufanie, a tymczasem zabawiała się z kolejnym facetem. Gdy Ją poznałeś, nie sądziłeś, że taka drobna kobietka może perfidnie grać na dwa fronty. Jak widać się pomyliłeś co do Niej. Może Ona tylko zgrywała taką słodką, nieśmiałą i bezbronną? Może to był Jej patent żeby rozkochać w sobie mężczyznę, zabawić się, a potem porzucić, uciekając do innego miasta? Może Twoje rozmyślania wybiegały zbyt daleko i tworzyły chore scenariusze, ale byłeś tak skołowany tym, co Cię znów spotkało, że nie potrafiłeś myśleć inaczej. Nie wiedziałeś, co ze sobą zrobić, gdzie pójść, z kim porozmawiać.  Właściwie nie chciałeś z nikim gadać. Wolałeś tego wieczora poużalać się nad własną głupotą w samotności. Na nogach doszedłeś do swojego mieszkania. Nie wiesz nawet jak długo szedłeś, ale po drodze wstąpiłeś do monopolowego, który był otwarty 24 godziny na dobę. Kupiłeś butelkę Jack’a Danielsa, która towarzyszyła Ci tej nocy w pustym mieszkaniu. Załamałeś się. Mimo, iż zgrywałeś twardziela na boisku i w życiu, to w sprawach sercowych wcale taki twardy nie byłeś. Byłeś wrażliwy, czego nie okazywałeś zbyt często. Chociaż wielu ludzi miało Cię za podrywacza, który tylko wyrywa laski na jedną noc, to rzeczywistość była inna. Chciałeś znaleźć tą swoją jedyną, z którą będziesz szczęśliwy, założysz rodzinę, wybudujesz dom, spłodzisz dzieci. To było jedno z Twoich największych marzeń, zaraz obok tych sportowych. Kiedy spotkałeś Majkę myślałeś, że to właśnie Ona uczyni Cię najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Byłeś w stanie zrobić wiele by była szczęśliwa. Chciałeś dzielić z Nią zarówno swoje smutki, troski, jak i te piękne chwile. Może nie byliście razem długo, ale to wystarczyło byś zakochał się w Niej do szaleństwa. Niestety los nie był dla Ciebie łaskawy i okazało się, że Maja się jedynie Tobą bawiła i jak widać wciąż to robi. Nie mogłeś tego przeżyć. Nieźle się wstawiłeś tej nocy, nie myśląc, że rano o 9 czeka Cię trening, jak i spotkanie z Nią. Nie myślałeś o tym w tamtym momencie. Chciałeś się jedynie upić, by zagłuszyć te głosy w głowie, które się z Ciebie śmiały, że znowu zrobiłeś z siebie totalnego frajera. Wyśmiewały twoją naiwność. Leciałeś do Niej jak na skrzydłach, by znów dać Jej szansę, by wyznać Jej swoje uczucia, a prawda o Niej okazała się brutalna. To był prawy sierpowy prosto w serce, które pod Jej drzwiami umarło i znów będzie się bało ożywić na miłość.

Następnego dnia oczywiście odczuwałeś skutki spożycia alkoholu. Głowa bolała Cię niemiłosiernie. Nałykałeś się jakiś tabletek przeciwbólowych oraz witaminy C. Wypiłeś rankiem 1,5 litra wody, bo w gardle miałeś pustynię. Czułeś się teraz źle nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Byłe chodzącą kupą nieszczęścia. Nie chciało Ci się iść na trening, ale zbliżał się ważny mecz z ZAKSĄ, więc trener by Cię zabił, gdybyś odpuścił z powodu kaca. Wymyślona choroba tez nie wchodziła w grę. Wlazły miał kontuzje, więc byłeś podstawowym atakującym. Mimo braku sił i chęci do życia wyszedłeś na trening. Oczywiście tam musiałeś się zmierzyć z gradem pytań o Twój dziwny stan. Wszystkim wcisnąłeś kit, że spotkałeś dawnego kumpla i wspominając stare czasy, trochę wypiliście. Falasca nie był zadowolony z Twojej słabej dyspozycji, ale o dziwo nie męczył Cię za bardzo. Jedynie Kłos wiedział, że wcale nie spotkałeś żadnego kolegi. Wiedziałeś, że musisz mu opowiedzieć, co się stało, bo nie da Ci spokoju. 

_____________________

Wiem, że długo nie było rozdziału, ale uprzedzę, że nie wiem kiedy pojawi się kolejny :/ Zaczyna się sesja i jak się nie robiło nic przez pół roku, to teraz się siedzi w książkach, zeszytach, notatkach... Nie mam za bardzo czasu na nic innego, ale już długo nie było rozdziału, więc musiałam jakiś wstawić. Mam nadzieję, że się nie obrazicie, po sesji już wszystko wróci do normy :)
Pozdrawiam ;*

sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 12

Nie mogłaś uwierzyć długi czas, że było już tak blisko i jakiś pies wszystko zniszczył. Jak widać nie jest Wam póki co pisane zbliżyć się do siebie. Wspominałaś tą chwilę długi czas. Mogłaś znów poczuć ten cudowny smak Jego ust i nic z tego nie wyszło. Byłaś zła i taka bezsilna. Ze Zbyszkiem nie poruszaliście tego tematu. Zachowywaliście się tak, jakby nic takiego nie miało miejsca. Z jednej strony Ci to pasowało, ale z drugiej strony miałaś jakiś płomyk nadziei, że Zibi stanie w Twoich drzwiach i powie, że macie niedokończoną sprawę. Chciałaś wpaść w Jego silne ramiona i poddać się miłosnemu uniesieniu. W myślach nazywałaś się głupią idiotką, skoro masz takie marzenia.
W tygodniu spotkałaś się znowu z Olą. Tym jednak razem wybrałyście się do galerii w Bełchatowie, ponieważ blondynka uznała, że koniecznie musisz kupić konkretny kolor lakieru na to wesele. Nie miałaś za wiele do gadania w tej sprawie. Przynajmniej była to dla Ciebie jakaś odskocznia od ciągłego siedzenia w czterech ścianach po pracy.
 - Kurde, nie maja takiego koloru – skrzywiła się Twoja towarzyszka, stojąc pod szafami makijażowymi w Rossmanie.
 - A musi być akurat ten? – spytałaś znudzona. Stałyście w tym samym miejscu od 15 minut.
 - Musi! Ja jestem wizażystką. Zaufaj mi – powiedziała. – idziemy gdzie indziej. Westchnęłaś i ruszyłaś za nią.
 - Ale Zbyszek i tak nie zwróci uwagi na moje paznokcie – wzruszyłaś ramionami.
 - Może nie zwróci, a może zwróci. Nigdy nic nie wiadomo. Ale inne kobiety na tym weselu zwrócą na pewno!
 - Ale mi nie chodzi o inne kobiety – wywróciłaś oczami.
 - Słuchaj, będziesz na jednej imprezie z osobami, które pewnie w jakimś sensie zaczynały Cię traktować jak członka rodziny. Nie możesz się pokazać od złej strony. Musisz być idealna w każdym calu. Rozumiesz?
Pokręciłaś przecząco głową. Nie bardzo wiedziałaś, co do tego mają Twoje paznokcie. Nawet jakbyś chciała, to i tak Twoja towarzyszka nie przyjęłaby odmowy. Dlatego złaziłaś z nią całe centrum handlowe by wreszcie znaleźć odpowiedni lakier, który pasował do wizji blondynki. Wreszcie mogłaś sobie usiąść. Wybrałyście pierwszą z brzegu kawiarnię, którą spotkałyście po drodze.
 - Nogi mi odpadają – skrzywiłaś się.
 - Niedobrze, musisz je oszczędzać żeby potem móc przetańczyć ze Zbyszkiem całą noc – zaśmiała się.
 - Ej, bo ja zaczęłam mieć wątpliwości – westchnęłaś. Blondynka spojrzała na Ciebie zdziwiona.
 - Jakie znów wątpliwości?
 - Boję się, że tak się napaliłam na to wesele, a nasze relacje wcale się na nim nie poprawią – westchnęłaś, opierając głowę na ręce.
 - Nadmiar myślenia Ci szkodzi, jak widać – mruknęła. – Na mój gust jesteście na dobrej drodze.
 - Ostatnio w sumie Karol Nam pomógł – stwierdziłaś z uśmiechem.
 - Mój Karol? Jak pomógł?
 - Poszliśmy w czwórkę, razem z Wroną jeszcze, na nocny spacer po Warszawie i nagle Karol zaczął krzyczeć, że czegoś zapomniał, że to jest ważne, pociągnął Andrzeja i tyle ich widziałam.
 - Czyli uważasz, że mój kochany chłopak zrobił to specjalnie żebyście zostali sami? – zastanawiała się na głos. – Zaraz, zaraz. Skoro tak, to jest jedna opcja. Bo co, jak co, ale Kłos akurat jest strasznie niedomyślny i on by się sam nie skapnął, że patrzycie na siebie z Bartmanem jak na miłość swojego życia. A skoro ani ja mu nie powiedziałam, ani Ty, to pozostaje jedna osoba…
 - Że Zibi? – spytałaś, analizując jej dedukcję.
 - Bingo! A skoro mu opowiadał, to też coś musi do Ciebie czuć, nie sądzisz?
 - No nie wiem – zaczęłaś się nad tym głębiej zastanawiać. Chciałaś żeby tok myślenia Oli był prawidłowy, ale jakoś ciężko było Ci w to uwierzyć. Z drugiej jednak strony ostatnio na nowo się do siebie zbliżacie. Ba, prawie się pocałowaliście. Coś musiało w tym być.
Wszystkie te myśli minęły, gdy tylko weszłaś do swojego mieszkania. Tak jakby w jednym momencie cały Twój optymizm znów wyparował. Zastąpiło go zwątpienie i obawa. Chciałaś wierzyć, że wciąż jesteś dla Zbyszka kimś ważnym, ale wiedziałaś, że mogłaś być zbyt głupia i naiwna, tak myśląc. Zachowałaś się okropnie i nie wiesz, co mogłabyś zrobić, by ponownie odzyskać zaufanie bruneta, jak i Jego samego. Z Twoich rozmyślań wyrwał Cię dzwonek do drzwi. Spojrzałaś zdziwiona na zegarek. Gdy przychodził do Ciebie o tak późnej porze? Dochodziła przecież 21. Poprawiłaś swoją nieco za dużą bluzę i poszłaś otworzyć.
 - Marek? – spojrzałaś zdziwiona na gościa, stojącego na wycieraczce.
 - No co, ducha zobaczyłaś? – zaśmiał się. Kogo, jak kogo, ale jego się nie spodziewałaś.

Milimetry. Naprawdę niewiele. Właśnie tyle dzieliło Cię od ponownego poczucia Jej słodkich warg, za którymi tak bardzo tęskniłeś. Z jednej strony nie mogłeś przeboleć, że tyle brakowało byście znów złączyli się w pocałunku, ale z drugiej nie wiedziałeś, czy byłeś już gotowy by znów jej całkowicie zaufać, a jeden pocałunek sprawiłby, że tak właśnie by pomyślała.
 - Ej, Zbychu, Zbychu – pokręcił głową środkowy, któremu opowiedziałeś tą sytuację zaraz po powrocie do hotelu. – To ja tu kombinuję jak się z tego spaceru zmyć, a Ty marnujesz taką dobrą okazję.
 - Konkretnego powodu do tego zmycia się nie miałeś – mruknąłeś. – Było widać gołym okiem, że to zamierzone było.
 - No i dobrze. Niech dziewczyna wie, że wszyscy chcą żebyście znów byli razem.
 - Nie chcę Jej póki co dawać nadziei. Sobie tym bardziej – odparłeś stanowczo.
 - Ty to naprawdę głupi jesteś – pokręcił głową. – Jak dwoje ludzi się kocha, to powinno być razem.
 - A gdyby Ola odwaliła Ci taki numer, to też byś tak mówił? – warknąłeś zdenerwowany gadaniem Kłosa. Czasem miałeś dość tego, że Karol nie zawsze stara się Cię zrozumieć i za wszelką cenę przekonuje Cię, żebyś jak na skrzydłach od razu poleciał do Majki, wyznając Jej miłość. Były momenty, kiedy rozumiał, że nie umiesz jeszcze tego zrobić, ale odkąd Jego dziewczyna zaprzyjaźniła się z Mają, to był nie do wytrzymania.
Tak było i tego wieczora. Środkowy zaprosił Cię do siebie na piwko i mecz Ligi Mistrzów. Zgodziłeś się, bo była to lepsza opcja spędzenia wolnego wieczoru, niż samotne siedzenie w pustym mieszkaniu z czteropakiem Lecha. Ola wróciła do mieszkania równo z rozpoczęciem meczu. Uśmiechnęła się na Twój widok i przywitała.
 - Właśnie się z Majką widziałam – oznajmiła, siadając koło Karola na kanapie i witając się z nim całusem w policzek. Wiedziałeś, że znowu się zacznie…
 - I co tam u Majeczki słychać? Znów złaziłyście całą galerię? – zaśmiał się siatkarz. Upiłeś spory łyk piwa.
 - A okej. Strasznie mi jęczała nad uchem, że ją męczę – parsknęła śmiechem, a Ty uśmiechnąłeś się mimowolnie. Wiedziałeś doskonale, że Maja lubi zakupy, ale nie w dużej ilości czasowej. Natomiast Ola mogłaby siedzieć w galerii pół dnia i by jej się nie znudziło. Zacząłeś współczuć szatynce, że pewnie była zbyt miła by odmówić blondynce towarzystwa.
Myślałeś przez chwilę, że może jeden raz dadzą Ci spokój i przestaną mówić o tym, że powinniście z Majką do siebie teraz wrócić. Niestety nadzieja matką głupich, jak to mówią. Znowu się zaczęło. Zaczynałeś mieć tego dość. Nie wiedziałeś jednak, czy to zasługa wypitego piwa, czy argumentów przyjaciół, ale z każdym ich kolejnym zdaniem sam siebie w duchu zacząłeś się przekonywać. A może by jednak zaryzykować? W końcu odkąd na nowo ją spotkałeś, tutaj, w Bełchatowie, to nie zawiodła Cię ani raz. Poza incydentem z jej byłym, który okazał się być pomyłką, to widać było, że stara się odzyskać Twoje zaufanie. Widziałeś, że Jej oczy cieszą się na Twój widok. Ty również się cieszyłeś każdą chwilą, którą miałeś spędzić w Jej towarzystwie. Twoje serce przyspieszało na samą wzmiankę o Dębiec. Kiedy czułeś Jej zapach, to po Twoim ciele rozpływało się takie przyjemne ciepło. Czułeś to tylko przy Mai. Nigdy przy żadnej innej kobiecie. Kochałeś Ją do szaleństwa, Bartman. Nie mogłeś temu zaprzeczyć.
 - Ale, że co ja mam teraz niby zrobić? Iść do Niej? – westchnąłeś, chowając twarz w dłoniach.
 - Teraz, albo nigdy, Zibi. Przecież widzę, że walczysz sam ze sobą – powiedziała ciepło Ola.
 - Nie wierzę w to, co powiem… - zacząłeś, podnosząc głową. – Ale idę do Niej.
 - Zawiozę Cię – klasnęła w dłonie. Byłeś jej wdzięczny, bo z waszej trójki ona jedyna nie tknęła alkoholu. Nie byłeś pijany, ale jednak nie mogłeś prowadzić samochodu. Poczułeś nagły przypływ adrenaliny. Byłeś zdeterminowany żeby wyznać szatynce, co czujesz cały czas. Nie przestałeś Jej kochać nawet przez to pół roku, gdy nie wiedziałeś, gdzie zniknęła.
Wbiegłeś po schodach strasznie przejęty. Nawet się trochę stresowałeś. Miałeś nadzieję, że dziewczyna się ucieszy, słysząc Twoje wyznanie. Czułeś nawet lekkie podekscytowanie tym, że wreszcie przestałeś się wahać i rozmyślać o tym, co było. Pewny siebie wcisnąłeś dzwonek do drzwi i czekałeś, aż Ci otworzy. Gdy usłyszałeś przekręcanie zamku w drzwiach, to automatycznie postanowiłeś zacząć swoja przemowę.
 - Wiem, że jest późno, ale musisz mnie wysłuchać – zacząłeś, gdy drzwi zaczęły się uchylać. Wtedy nagle Twój entuzjazm gdzieś zniknął. Zamiast Majki w Jej korytarzu stał jakiś mężczyzna w samych bokserkach. Poczułeś ukłucie w sercu. Miałeś znów wrażenie, że świat Ci się zawalił.
 - Yyy Pan do Majki?– uśmiechnął się szczerze.

 - Nie. Przepraszam, pomyliłem klatki – wydukałeś i szybko zbiegłeś schodami na dół. Byłeś wściekły. Bardzo wściekły.

___________________

Tadaaaam, jak to z sielaneczki mozna przejść w zdenerwowanie xD ale nie zabijajcie! Wybaczcie, że rozdział z poślizgiem, ale miałam urwanie głowy i na śmierć zapomniałam !
Pozdrawiam ;*

piątek, 27 maja 2016

Rozdział 11

Wasz hotel znajdował się blisko warszawskiej Starówki, więc tam skierowali się Twoi przewodnicy. Mimo później pory, to można było na niej spotkać trochę ludzi. Plac Zamkowy wręcz tętnił życiem. Podobało Ci się to miejsce. W ogóle podobała Ci się stolica. Zawsze twierdziłaś, że to naprawdę kawał dobrej roboty tak odbudować ruiny miasta po wojnie.
 - A tutaj sobie z Olką chodziłem na wagary – wyszczerzył się Karol.
 - Nie masz się czym chwalić – zaśmiał się Wrona.
 - Bo Ty niby nigdy z lekcji nie uciekałeś, cwaniaku?
 - No to przecież, że ja wzorowy uczeń! – środkowy się oburzył.
 - Chyba tylko przy rodzicach.
 - Wasza historia mnie urzekła – Zibi pokręcił głową. Spojrzałaś na Niego z uśmiechem. Wyglądał wspaniale w tym nocnym świetle ulicznych lamp. Stał z rękoma w kieszeniach spodni i patrzył na pozostałą dwójkę siatkarzy z politowaniem.
 - Idźcie z tym do Trudnych Spraw – dodałaś swoje trzy grosze.
 - W sumie zawsze chciałem być aktorem – Karol się zamyślił, pocierając palcami swój podbródek i patrząc w górę.
 - Ale aktor nie chce być Tobą – stwierdził Wrona, za co został zgromiony przez kolegę spojrzeniem. Po chwili Kłos zrobił dziwną minę. Pomieszanie przerażenia ze zdziwieniem. – O cholera! Na śmierć zapomniałem!
 - O czym? – zdziwił się Andrzej.
 - Zapomniałem! Musisz iść ze mną!
Karol mówił spanikowany i pociągnął kolegę. Szybkim krokiem oddalili się od Was. Widziałaś jak Kłos coś zawzięcie drugiemu środkowemu tłumaczy, przy tym bardzo gestykulując. Wszyscy byliście jego zachowaniem zdziwieni. Zarówno Andrzej, jak i Ty, i Zbyszek.
 - Chyba Nas olali – stwierdziłaś po chwili ciszy.
 - Oni wiesz… potrzebują chwili dla siebie – zaśmiał się. Zerknęłaś do góry, patrząc na twarz Zbyszka.
 - A My co robimy? – spytałaś trochę nieśmiało.
 - Może przejdziemy się jeszcze? – zaproponował. Przytaknęłaś z uśmiechem. Wolnym krokiem ruszyliście przed siebie.

Między Wami przez jakiś czas panowała cisza, jednak nie była ona wcale krępująca. Strasznie korciło Cię żeby złapać Ją za rękę, dlatego dla bezpieczeństwa trzymałeś ręce w kieszeniach. Byłeś zadowolony takim obrotem sprawy. Czułeś, że Karol wcale o niczym nie zapomniał, tylko zrobił to specjalnie żebyście zostali sami. Z jednej strony chciałeś go zabić, ale z drugiej byłeś mu wdzięczny. Nogi same poniosły Was przed fontannę, która mieniła się na różne kolory. Zawsze Ją lubiłeś. To było magiczne miejsce.
 - Pamiętam to miejsce – stwierdziła szatynka, przyglądając się wodzie, która co jakiś czas ‘’wyskakiwała’’ w górę.
 - A ja pamiętam jak do tej fontanny wpadłaś – wyszczerzyłeś się w Jej stronę, a Ona zmrużyła oczy, marszcząc przy tym uroczo nos.
 - Nie powiem z czyją pomocą – mruknęła, udając obrażoną. Pokręciłeś głową, przymykając oczy. Mimowolnie w Twojej głowie pojawiło się owo wspomnienie.

Stoisz z Nią przed fontanną. Oboje z zachwytem przypatrujecie się temu wodnemu spektaklowi. Stoisz za Nią, obejmując Ją w pasie. Ona ufnie wtula się w Twój tors. Opierasz głowę na czubku Jej głowy. Delektujesz się Jej cudownym zapachem. Uwielbiasz takie chwile jak ta. Nie musicie nic mówić. Cieszycie się w ciszy swoją obecnością. Nigdy nie byłeś romantykiem, ale ani Tobie, ani Jej to nie przeszkadzało. Jako, że nie mogłeś się powstrzymać, gdy przyszedł Ci do głowy pewien pomysł, to natychmiast wziąłeś Ją na ręce.
 - Co Ty robisz?! – zdziwiła się Twoim nagłym zachowaniem.
 - Kocham Cię – powiedziałeś i dałeś Jej przelotnego całusa. Nie wiedziała o co Ci chodzi. Podszedłeś do fontanny i delikatnie Ją do niej wrzuciłeś, nie chcąc żeby stała się Jej przy tym krzywda, bo fontanna nie była przecież głęboka.
 - Bartman, Ty idioto! – krzyknęła zdenerwowana. Nie mogłeś powstrzymać śmiechu. Ludzie musieli mieć Cię za kosmitę, bo śmiałeś się, jakbyś dostał jakiegoś ataku. Twojej ukochanej natomiast wcale do śmiechu nie było.
 - Jeszcze mi za to za zapłacisz – fuknęła, wychodząc z wody. Kapało z Niej z każdej strony.
 - Uroczo wyglądasz, skarbie – rzuciłeś, ignorując Jej słowa.
 - A Ty za to jak totalny psychol – mruknęła obrażona.

 - Ale przyznaj, to było zabawne – stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.
 - Z mojej perspektywy nie bardzo – odparłaś.
 - Co powiesz na powtórkę z rozrywki? – spojrzał na Ciebie z cwaniackim błyskiem w oku. Wiedziałaś co kombinował i bardzo Ci się to nie podobało.
 - Nawet nie próbuj… - rzuciłaś i zaczęłaś uciekać, bo Zbyszek zrobił już krok w Twoją stronę. Musieliście wyglądać jak dzieci, albo para niedorozwiniętych debili, bo ganialiście się wokół fontanny, gdy na zegarku była prawie północ. Musiałaś przyznać, że to bieganie było w sumie zabawne. Wiedziałaś, że takie nie będzie jeśli faktycznie wrzuci Cię do tej fontanny. Na chwilę straciłaś koncentrację, myśląc ‘’co by było gdyby’’ i wtedy poczułaś Jego ramiona oplatające Cię w pasie i unoszące delikatnie do góry.
 - Zibi, proszę, nie – kręciłaś głową, wyrywając się Mu. W odpowiedzi usłyszałaś tylko śmiech.
 - Jestem lepszy. Złapałem Cię – stwierdził z wyczuwalną dumą w głosie.
 - Masz dłuższe nogi, to dlatego – oburzyłaś się. – Jest zimno! Bądź rozsądny!
 - Poproś, to Cię puszczę – zaśmiał się.
 - Zbyszek, proszę – jęknęłaś, widząc, że stoicie tuż przy brzegu fontanny.
 - Takie trudne? – spytał, stawiając Cię ponownie na ziemi i odwracając w swoją stronę. Nie puścił Cię jednak całkiem, bo wciąż trzymał Cię w pasie. Byliście bardzo blisko siebie. Serce zaczęło Ci bić jak oszalałe. Bałaś się, że przez to nabawisz się jakiejś arytmii. Nieśmiało spojrzałaś w górę i natrafiłaś na przenikające Cię piękne, zielone tęczówki. Nie wiesz jak długo staliście w tej pozycji, tak po prostu patrząc sobie w oczy. To była magiczna chwila, zdecydowanie. Myślałaś, że śnisz, gdy siatkarz powoli zbliżał twarz do Twojej. Nie mogłaś uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Wasze twarze niemal się już stykały, a Wasze oczy wciąż były w siebie wpatrzone. Byliście niczym zahipnotyzowani. To był ten moment. To była chwila…

 - Ares! – krzyknął jakiś głos i po chwili straciliście równowagę, bo jakiś duży pies przebiegł między Waszymi nogami. I magiczna bańka prysła…

___________________

Nie zabijajcie za końcówkę :D Nie wiem jak Wam, ale mi ten rozdział jak do tej pory podoba się najbardziej ;)
A od jutra zaczynamy ostatnią batalie o Rio! Chłopaki, wierzę w Was <3
Pozdrawiam ;*

piątek, 20 maja 2016

Rozdział 10

Pół nocy nie mogłaś zasnąć. Przewracałaś się z boku na bok. Szukałaś idealnej pozycji żeby wreszcie oddać się w ramiona Morfeusza, lecz na próżno. Pewien przystojny i wysoki brunet zawładnął Twoimi myślami na tyle, że nie mogłaś spać. Ciągle wspominałaś ten drobny gest, który wywołał w Tobie tyle pozytywnych uczuć. Było Ci bardzo miło z myślą, że Zbyszek się o Ciebie martwi. Bo jak inaczej mogłaś określić Jego pożegnanie? Oczywiście od razu po powrocie do mieszkania wysłałaś mu wiadomość z informacją, że dotarłaś do celu. Odpisał, że teraz może spokojnie iść spać i życzył Ci miłej nocy. Niestety to wywołało w Tobie tyle dziwnej euforii, że nie mogłaś zmrużyć oka. Czułaś się trochę jak zakochana nastolatka, która przeżywa swoją pierwszą miłość. Rzeczywistość była jednak inna. Byłaś już dorosłą kobietą. Miałaś te 25 lat, więc powinnaś zachowywać się dojrzale i odpowiedzialnie. Serce jednak dyktowało Ci co innego. Dlatego właśnie popełniałaś w życiu tyle błędów. W tym ten jeden – najważniejszy błąd. Żałowałaś go każdego dnia. Nie mogłam patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Widziałaś w nim osobę, która zniszczyła Twoje życie. Sama je sobie zniszczyłaś. Kiedy już wszystkie jego elementy były idealnie poukładane, to postanowiłaś tą układankę zburzyć. Poddałaś się emocjom, bo Twoje serce wyrywało się do zielonookiego bruneta z cyfrą 9 na plecach. Nie żałowałaś, że to zrobiłaś, że poddałaś się temu uczuciu. Żałowałaś tego, że byłaś zwykłym tchórzem i nie potrafiłaś przyznać się do prawdy. Jednak teraz los daje Ci drugą szansę, abyś wszystko mogła naprawić. Dlatego musiałaś być rozważna. Nie mogłaś zbytnio ulegać emocjom. Chciałaś odzyskać to szczęście, które miałaś przy Zbyszku. Wierzyłaś, że z czasem Wasze stosunki wrócą na miłosne tory. Bałaś się jedynie, że ten czas będzie trwał zbyt długo…

Dźwięk budzika nieznośnie dudnił Ci w głowie. Leniwie podniosłaś powieki i sięgnęłaś po telefon. Wyłączyłaś alarm i westchnęłaś. Nie wyspałaś się ani trochę. Czułaś, że jesteś bardziej zmęczona, niż zregenerowana. Niechętnie wstałaś z łóżka. Prysznic odrobinę Cię pobudził, na tyle abyś mogła jakoś funkcjonować o tej 6 rano. W szlafroku zawędrowałaś do kuchni. Zaparzyłaś sobie kawę, która miała Cię obudzić do końca. Po skonsumowaniu śniadania odłożyłaś naczynia do zmywarki i poszłaś się ubrać. Postawiłaś na coś wygodnego, bo czekały Cię ponad 3 godziny w autobusie. Ubrałaś się (link), a następnie zrobiłaś delikatny makijaż. Nie lubiłaś się mocno malować. Dopakowałaś kosmetyczkę i włożyłaś ją do małej walizeczki. Mieliście wrócić następnego dnia, więc spakowałaś trochę rzeczy.
Punktualnie o 7 zjawiłaś się pod Energią, gdzie było już większość siatkarzy i członków sztabu szkoleniowego. Przywitałaś się ze wszystkimi. W tym momencie podjechał również autokar Skry i wszyscy zaczęli wpakowywać swoje bagaże do bagażnika umiejscowionego na środku pojazdu. Nagle zauważyłaś, że ktoś bierze Twoją walizkę i wkłada ją za Ciebie. Oczywiście od razu poznałaś tego osobnika i uśmiechnęłaś się ciepło.
 - Dzięki – powiedziałaś.
 - Drobiazg – puścił Ci oczko. Razem, ale w ciszy skierowaliście się do wejścia autobusu. Przepuścił Cię w drzwiach. Zajęłaś miejsce na środku, które zwykle zajmowałaś. Od razu włożyłaś słuchawki w uszy i oparłaś głowę o szybę. Uznałaś, że skoro nie mogłaś spać w nocy, to może choć teraz będzie Ci to dane. Takim oto sposobem przespałaś praktycznie całą drogę do stolicy.

Usiadłeś w miejscu, w którym miałeś idealny widok na śpiącą Majkę. Oczywiście, gdy Kłos o to do Ciebie zagadał, to zaprzeczyłeś, twierdząc, że ot tak sobie tam usiadłeś. Akurat kogo, jak kogo, ale jego nie musiałeś oszukiwać, bo i tak Ci nie uwierzył. Usadowił się za Tobą. Denerwowało Cię jego gadanie nad Twoich uchem, więc zrobiłeś to, co Maja – włożyłeś słuchawki w uszy i poszedłeś spać. Kiedy się obudziłeś, to byliście już w Warszawie. Większość siatkarzy także drzemała. Usiadłeś sobie trochę bokiem i wpatrywałeś w Maję. Uśmiechnąłeś się pod nosem. Lubiłeś patrzeć, gdy śpi. Pamiętałeś jeszcze, kiedy nie raz spała wtulona w Twój bok w Twoim mieszkaniu w Rzeszowie. Gdy budziłeś się wcześniej, to obserwowałeś jak uśmiecha się przez sen. Wiedziałeś, że była wtedy szczęśliwa. Gdy chciałeś wyjść z łóżka, to podświadomie bardziej się w Ciebie wtulała. Tak jakby bała się, że znikniesz. Głaskałeś ją wtedy po głowie i czule całowałeś w czoło. Lubiłeś też budzić ją delikatnym pocałunkiem. Zawsze powtarzała wtedy, że czuje się przy Tobie jak w niebie. Mimo wszystko lubiłeś wracać do tych wspomnieć, bo ta drobna szatynka sprawiała, że byłeś najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Jeszcze żadna kobieta nie zawładnęła Twoim sercem tak bardzo, jak właśnie Dębiec. Sam nie wiedziałeś, co Ona miała w sobie takiego, co sprawia, że tak za Nią szalejesz. Dla innych była zwykłą, szarą myszką, niezbyt wyróżniającą się z tłumu. A dla Ciebie? Dla Ciebie była kobietą życia i wiedziałeś, że mógłbyś zrobić dla Niej wszystko. Póki co chciałeś jednak na nowo Jej zaufać tak, jak dawniej. Autokar się zatrzymał. Siatkarze powoli zaczęli opuszczać swoje miejsca, a Ona dalej spała. Podszedłeś do Niej i delikatnie Ją szturchnąłeś. Otworzyła oczy i wyprostowała. Słuchawki wypadły Jej z uszu. Chyba jeszcze nie do końca ogarniała, co się dzieje.
 - Pobudka śpiąca królewno – zaśmiałaś się. – Jesteśmy na miejscu.
 - Dzięki – odparła i odwzajemniła Twój uśmiech. Puściłeś Jej tylko oczko i ruszyłeś do wyjścia. Postanowiłeś, że wyciągniesz Jej walizkę, bo Ona się przez to stado siatkarzy nie przeciśnie szybko.
 - Zbychu, jaki Ty kulturalny – zaśmiał się Karol, widząc, że stoisz z dwoma bagażami.
 - Cicho bądź – uśmiechnąłeś się tylko.

Pierwszym Waszym przystankiem był hotel, w którym się zameldowaliście. Mogliście też się odświeżyć po podróży i zostawić swoje rzeczy. Po około godzinie znów wszyscy weszliście do autobusu i ruszyliście na warszawski Torwar. Siatkarze odbyli tylko godzinny rozruch. Było jednak widać, że są przygotowani do meczu. Warszawa nie była takim prostym terenem i zdarzało się nie jednej drużynie polec. Wierzyłaś jednak, że Skrzaty dadzą radę pokonać Politechnikę. Pod wodzą Falascy znów wracali na szczyt.
Tak jak obstawiałaś, mecz skończył się zwycięsko dla gości. O dziwo poszło lepiej, niż się spodziewali. Szybkie 3:0, więc już na 20 byliście w hotelu. Zjadłaś kolację w towarzystwie Zbyszka, Karola i Andrzeja. Zdziwiło Cię, że zajęli Ci miejsce, ale nie ukrywałaś, że Ci to odpowiadało.
 - Co powiecie na spacer po Warszawie? – rzucił Karol. Spojrzeliście na Niego zaciekawieni.
 - Jestem za, stęskniłem się za stolicą – przytaknął mu Wrona.
 - Ale Wy też idziecie żebyśmy nie wyszli na gejów – Kłos wymierzył w Was widelcem. Zaśmiałaś się, kręcąc głową.
 - Nie wiem, czy moja psychika nie ucierpi na spacerze z Wami – przyznałaś.
 - Już i tak ucierpiała podczas pracy, więc postanowione, idziesz z Nami – wyszczerzył się.
 - To ja też pójdę, nie będę tu sam siedział i się nudził – uśmiechnął się Zibi. Na Jego odpowiedzi najbardziej Ci zależało. Myśląc o tym spacerze wspominałaś mecz Resovii na wyjeździe, gdy Zbyszek również wziął Cię na nocny spacer po stolicy. Jednak były dwie zasadnicze różnice. Wtedy nie było z Wami nikogo innego, no i przede wszystkim byliście wtedy Razem. Mimo to i tak się cieszyłaś na taką jakby powtórkę z rozrywki.

Będąc w swoim pokoju zastanawiałaś się, czy się przebrać. Miałaś na sobie koszulkę Resovii i czerwoną spódniczkę, która bardzo fajnie z tym wyglądała, gdy koszulkę włożyło się do środka. Uznałaś, że założysz na to sweterek i kurtkę, i powinno być Ci ciepło. Zaczął się listopad, więc wieczory były zimne. Uznałaś jednak, że daleko nie pójdziecie. Po chwili usłyszałaś pukanie, więc wzięłaś torebkę i wyszłaś z pokoju. Na korytarzu czekali już na Ciebie siatkarze.

_______________________

Na Memoriale 3 miejsce, co mnie osobiście cieszy, bo jak pokazuje historia tego turnieju, to kiedy go wygrywamy nie idzie nam na wielkiej imprezie w sezonie. Tak jak np w tamtym roku. Wygrany Memoriał i 3 miejsce w PŚ, które nie dało nam awansu i porażka w ćwierćfinale ME... Więc teraz czekamy na najważniejszy póki co turniej, czyli #misjaTokio!
Pozdrawiam ;*

piątek, 13 maja 2016

Rozdział 9

 - Karol? – zdziwiłeś się, otwierając drzwi od swojego mieszkania. – Ty w sobotę u mnie?
 - Można ująć, że zostałem słomianym wdowcem – skrzywił się. – Przygarniesz mnie? Mam piwko!
 - Jak masz piwo, to mogę Cię przygarnąć – zaśmiałeś się i wpuściłeś przyjaciela do środka. Środkowy skierował się do salonu, a Ty do kuchni aby przynieść 2 kufle na ten złocisty napój z białą pianką. Rozlaliście zawartość puszek do nich.
 - To gdzie ta Twoja Ola wyfrunęła? – zagadałeś, biorąc łyka piwa.
 - Na zakupy. Olała moje towarzystwo dla kogoś innego – udawał załamanego. Pokręciłeś głową z lekkim śmiechem.
 - Kobieta w galerii to cały dzień wolnego, powinieneś się cieszyć – stwierdziłeś.
 - Cieszę, ale mam też ciekawą informację dla Ciebie – przyznał. Spojrzałeś na niego z zaciekawieniem.
 - Jaką?
 - Towarzyszy jej Maja. Twoja Maja.
 - Maja? Od kiedy one się kumplują? – zdziwiłeś się.
 - Nie wiem, ale jak one dwie się dogadają, to mamy przejebane stary – zaśmiał się.
 - A co ja mam do tego? – uśmiechnąłeś się. – Ciekawe jaką Majka kupi sukienkę.
 - Skąd wiesz co ona kupuje?
Zorientowałeś się w tym momencie, że Twój przyjaciel jeszcze nic nie wie o weselu, na które idziesz z byłą dziewczyną. O weselu Jej niedoszłego męża. Dzień świra, czyż nie? Brzmiało to dosyć dziwnie i zapewne każdy by się zdziwił. Opowiedziałeś więc Kłosowi o sytuacji, w której Cię zaprosiła. Uśmiechnąłeś się pod nosem, przypominając sobie Jej nieśmiały wzrok. Z jednej strony Cię zaskoczyła, ale z drugiej bez wahania się zgodziłeś. Dopiero po czasie zacząłeś myśleć, że to będzie dziwna sytuacja. W końcu tam będzie Jej były narzeczony, którego z Tobą zdradziła, nic Ci o tym nie mówiąc i jego cała rodzina, która zapewne zna Maję doskonale. Wiedziałeś, że będziesz czuć się tam dziwnie, tak obco. Ale z drugiej strony Majce też będzie głupio. Zgodziła się tylko ze względu na sympatię do młodej pary. Nie wiedziałeś jakie będziesz miał odczucia, widząc tego, którego przez pół roku zdążyłeś znienawidzić. Codziennie sobie powtarzałeś, że to on Ci Ją zabrał, lecz prawda okazała się być inna. Czy dasz radę sobie z tym poradzić? Chyba ogarnęły Tobą wątpliwości.
 - Tylko żebyś nie padł, jak się Majka wystroi – zaśmiał się Kłos, wyrywając Cię z Twoich rozmyślań.
 - Mam inne obawy – westchnąłeś i upiłeś na raz pół kufla.
 - Boisz się spotkać tego Jej byłego? – zapytał dla pewności.
 - Też. Wiesz, do niedawna myślałem, że są razem, że mi Ją zabrał. A teraz? Idę na jego wesele z, na szczęście, inną kobietą. Zdecydowanie dziwna sytuacja…
 - Wy oboje w ogóle dziwni jesteście – przewrócił oczami.
 - Czemu?
 - Bo się kochacie i robicie problemy? – spytał, ale bardziej twierdzącym tonem, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
 - Dobrze wiesz jak jest…
 - No i? – przerwał Ci. – Zibi, ja wiem co Ona Ci zrobiła, ale swoje już odpokutowała. Myślisz, że Jej było łatwo? Cierpiała tak samo jak Ty.
 - A czy to moja wina? – oburzyłeś się. Karol zachowywał się tak, jakbyś to Ty kazał Jej Ciebie oszukać. Przynajmniej tak to w tamtym momencie odebrałeś.
 - Jejku, źle mnie zrozumiałeś – wywrócił oczami. – Chodzi mi o to, że Ona już chyba swoje odpokutowała. Widać, że Jej na Tobie zależy. Gdyby tak nie było, to opiekowałaby się Tobą przez ten tydzień, jak miałeś kontuzję? Poza tym cała drużyna już zauważyła, jak Wy na siebie patrzycie.
 - No w sumie coś w tym jest – przyznałeś po chwili namysłu. – Ale ja dalej mam jakieś opory.
 - Zależy Ci na Niej?
 - Zależy. Kocham Ją nadal, a nawet chyba mocniej, niż gdy byliśmy razem – westchnąłeś. Oparłeś głowę o oparcie kanapy i zamknąłeś oczy. Automatycznie w myślach pokazała Ci się Maja, uśmiechając się w ten swój wyjątkowy sposób. Wyjątkowy dla Ciebie. Wpadłeś po uszy, Bartman.

Znalezienie butów i dodatków było już o wiele prostsze, niż znalezienie sukienki. Koło 21 byłyście już w Bełchatowie. Zawiozłaś blondynkę pod jej blok i podziękowałaś za pomoc. Byłaś jej bardzo wdzięczna. Nie dość, że Ci pomogła znaleźć wymarzoną sukienkę, to jeszcze zostanie Twoją wizażystką, abyś wyglądała pięknie za te 3 tygodnie. W dodatku wysłuchała Cię i w pewnym sensie poczułaś dzięki temu ulgę. Coś chyba jednak jest w tym, że człowiek lepiej się czuje, gdy się komuś wygada.
 - Nie ma sprawy – zaśmiała się. – Drobiazg. Ale pamiętaj! Masz uważać na paznokcie. Muszą być ładne i długie, bo inaczej ja nic z nimi nie wskóram.
 - Tak jest, kapitanie – zasalutowałaś jej ze śmiechem.
 - Oho, mojego Karola gdzieś wywiało, bo auta nie ma – stwierdziła, patrząc w kierunku pustego miejsca parkingowego. – O wilku mowa.
Kiedy blondynka to mówiła, to rozdzwonił się jej telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie środkowego. Odebrała natychmiast i westchnęła, słysząc co jej ukochany ma do powiedzenia.
 - Yhym, zaraz przyjadę – odparła i się rozłączyła. Pokręciła głową, chowając telefon do torebki.
 - Coś się stało? – zmartwiłaś się.
 - Nie, ale Karol nie ma mózgu.
Parsknęłaś śmiechem, słysząc jak miło Ola wypowiada się o swoim ukochanym.
 - No a nie? Kto inny pojechałby do kumpla samochodem, wiedząc, że będzie pił? I oczywiście jak trwoga, to do Olki!
 - Podrzucić Cię? – uśmiechnęłaś się.
 - Nie no, nie chcę Cię… albo tak – wyszczerzyła się. Spojrzałaś zdziwiona jej nagłą zmianą zdania.
 - Okej, to gdzie jechać?
 - Doskonale znasz ten adres – uśmiechnęła się szeroko, więc od razu wiedziałaś u jakiego kolegi jest Kłos. Westchnęłaś, bo nieświadomie się w to wpakowałaś. Chciałaś się zobaczyć ze Zbyszkiem. Uwielbiałaś Jego towarzystwo i cieszyłaś się na każdą chwilę rozmowy z Nim. Jednak jakaś część Ciebie mówiła, że nie powinnaś tak często się z Nim widywać, bo powoli wbijasz sobie sama szpilki w serce. Widzisz Go, ale nie możesz mieć, mimo, że bardzo chcesz. Miłość jest cholernie skomplikowana.

Wypiliście po 2 piwa, więc niewiele. Nie mogliście sobie pozwolić na więcej, bo następnego dnia czekał na was mecz wyjazdowy. Twój przyjaciel zadzwonił po swoją dziewczynę, która chyba nie była zadowolona, że musi jechać po swojego ukochanego, bo ten nie pomyślał, że nie będzie mógł wrócić swoim samochodem z racji wypitego alkoholu. Czasami zastanawiasz się, gdzie on ma głowę? Z drugiej strony wiedziałeś, że przynajmniej się trochę pośmiejesz, kiedy Ola nie będzie szczędzić swojemu chłopakowi przy Tobie, a on się będzie tłumaczył. Lubiłeś patrzeć na takie sytuacje.
Usłyszałeś dzwonek do drzwi, więc poszedłeś otworzyć. Nie patrzyłeś przez wizjer, bo wiedziałeś kto jest Twoim gościem. Mimo to widok, który zastałeś Cię zaskoczył. Poczułeś znów to ciepło rozlewające się po całym Twoim ciele i mimowolnie się uśmiechnąłeś.
 - Cześć, dziewczyny – zacząłeś. Odpowiedziały Ci z uśmiechem i weszły do środka.
 - Gdzie ta moja lama? – zapytała blondynka na wstępie.
 - Oleńko moja kochana! Jak miło Cię widzieć! – w korytarzu znalazł się środkowy. Przytulił swoją dziewczynę i cmoknął się siarczyście w policzek. Ona natomiast spiorunowała go wzrokiem, na co się cicho zaśmiałeś. Zauważyłeś kątem oka, że Maję też to rozbawiło. Wydawało Ci się jednak, że jest jakaś dziwnie spięta. Ciekawiło Cię dlaczego. Spojrzałeś na Nią i uśmiechnąłeś się ciepło.
 - Dlaczego ja jedyna w tym związku potrafię używać swojego mózgu? – zaczęła blondynka, chwytając się pod boki.
 - No bo ja to piwo to tak spontanicznie kupiłem i no wiesz.. – Kłos nieudolnie się tłumaczył, nerwowo drapiąc po karku.
 - Jasne, już ja znam te Twoje spontanicznie – prychnęła. – A co byś zrobił, gdybym była bardziej zła i nie przyjechała?
 - Poszedłbym z buta, wymuszając na Tobie wyrzuty sumienia – wyszczerzył się.
 - Jaki pewny siebie – zmrużyła oczy. – Kluczyki.
Wyciagnęła dłoń przed siebie, a siatkarz wyciągnął owy przedmiot z tylnej kieszeni swoich jeansów.
 - Dziękuję. Teraz sobie wracasz z buta, kochanie – usmiechnęła się uroczo i odwróciła napięcie.
 - Co? Ale Oluś!
 - Na razie, Zibi! Pa Maja! – pożegnała się z Tobą.
 - Pa, Olka. Miło było Cię widzieć – zaśmiałeś się. Szatynka również pożegnała się z blondynką, będąc rozbawioną.
 - Ola czekaj! – krzyknął spanikowany siatkarz, gdy dziwczyna wyszła z mieszkania. W pośpiechu ubrał swoje buty. Wybiegł za ukochaną jak poparzony.
 - Pa, Karol – zaśmiałeś się, zamykając za nim drzwi.
Teraz zostałeś z Nią sam na sam. Nie wiadomo czemu wydawała Ci się być jakoś dziwnie speszona. Przecież nie pierwszy raz była u Ciebie w ostatnim czasie. A może tylko Ci się wydawało? Jesteś przewrażliwiony, Bartman.
 - Też się zbieram. Właściwie miałam Ole tu tylko podrzucić, ale uznałam, że się chociaż przywitam – oznajmiła, unosząc w góre prawy kącik ust.
 - Może zostaniesz na chwilę? Zrobię herbatę – zaproponowałeś.
 - Lepiej nie – pokręciła głową. – Jutro rano jedziemy do Warszawy i lepiej żebyś się wyspał.
 - No niby tak – podrapałeś się po karku. Miała rację, ale i tak chciałeś z Nią spędzić chwilę czasu. Nie chciałeś Jej jednak zatrzymywać na siłę.
 - To do jutra, Zbyszek – powiedziała to, patrząc Ci w oczy. Wywołała tym przyspieszony rytm Twojego serca. Nie mogłeś uwierzyć, że jakaś dziewczyna aż tak na Ciebie działa, wywołując taki stan.
 - Jedź ostrożnie i napisz jak będziesz w domu – poprosiłeś i pocałowałeś delikatnie jej policzek. Była noc i choć Bełchatów to spokojne miasto o tej porze, to wolałeś mieć pewność, że dotarła do domu cała. Martwiłeś się o Nią, ale było to przecież zrozumiałe.

___________________

Nie wiem jak Wy, ale ja chcę wakacje juz teraz! Strasznie zmęczona ostatnio jestem...
Pozdrawiam ;*

piątek, 6 maja 2016

Rozdział 8

Umówiłaś się z Olą na sobotnie popołudnie. Punktualnie o 16 zameldowałaś się pod jej osiedlem. Miałyście jechać Twoim samochodem do Łodzi, bo Ty tak zaproponowałaś. Blondynka z uśmiechem wsiadła do pojazdu, witając się z Tobą ciepło.
 - Hej, hej – zaczęła, a następnie zapięła pas.
 - Cześć – odparłaś, odwzajemniając uśmiech. Półgodzinna podróż do stolicy województwa łódzkiego minęła Wam w miłej atmosferze. Początkowo byłaś trochę spięta, ale Ola okazała się być doskonałą kompanką do rozmowy. Rozluźniłaś się i śmiałaś razem z nią. Zakupy zapowiadały się ciekawie. Jednak w Manufakturze okazało się, że obie jesteście wymagające co do strojów. Mało co wam wpadało w oko. Jeśli już jakaś sukienka się wam spodobała, to po przymierzeniu czułyście się albo niekomfortowo, albo brzydko. O ile Ola po 2 godzinach sobie już coś znalazła, to Ty nadal miałaś dylemat. Przeszłyście prawie całe centrum handlowe, a Ty nie znalazłaś tej jednej wyjątkowej sukienki. Sama nie wiedziałaś jaką chcesz, ale wiedziałaś jedno – musisz w niej wyglądać zjawiskowo. Pewnie pierwszy raz w życiu, ale musisz. Chciałaś spodobać się Zbyszkowi żeby znów zwrócił na Ciebie uwagę. Być może byłaś naiwna, sądząc, że jakiś strój sprawi, że ze znajomych znów przeniesiecie się na wyższy poziom. Skoro już raz z tej góry spadłaś, to ciężko było na nią wrócić, będąc tak potłuczonym. Może to syzyfowa praca, ale próbowałaś. Za dobre chęci nie każą, a mogą przecież nagrodzić, czyż nie?
 - Pięknie wyglądasz w tej sukience – przyznałaś koleżance, gdy zatrzymałyście się w kawiarni na coś do picia.
 - Dziękuję – uśmiechnęła się. – Mam nadzieję, że Karolowi też się spodoba. Obiecał, że na rocznicę zabierze mnie na kolację, wiec chcę ładnie wyglądać.
 - Uwierz mi, facet padnie, gdy Cię w tym zobaczy – przyznałaś, a następnie upiłaś łyk aromatycznej kawy, którą delektowało się Twoje podniebienie.
 - Taką mam nadzieję – zaśmiała się. – A tak właściwie, to jeszcze w ogóle nie powiedziałaś na co Ty szukasz tą sukienkę?
 - Na wesele – odpowiedziałaś.
 - Teraz wesele? Czy szukasz z wyprzedzeniem, bo przezorny zawsze ubezpieczony? – zdziwiła się.
 - Za 3 tygodnie. Też się zdziwiłam, ale rodzice na nich naciskają – wzruszyłaś ramionami. – Więc teraz się muszę martwić o sukienkę.
 - No i strasznie wybredna jesteś – pokręciła głową.
 - Bo szukam czegoś wyjątkowego. Taka wielka galeria i nic nie ma – westchnęłaś zrezygnowana.
 - Wyjątkowego powiadasz – zainteresowała się. – Przyznaj się, kogo chcesz oczarować?
 - Co? – zaskoczyła Cię. Ale w końcu to kobieta, a kobieta zawsze się domyśli o co tej drugiej chodzi.
 - Nie ściemniaj. Przystojny? Po co pytam, na pewno przystojny skoro Ci się spodobał. Jaki gust do ubrań, to i do facetów – wyszczerzyła się, a Ty roześmiana pokręciłaś głową.
 - No tak, w sumie chciałabym na kimś zrobić wrażenie – odparłaś nieśmiało.
 - To trafiłaś do odpowiedniej osoby – klasnęła w dłonie. – Kochana, zrobię Cię na bóstwo!
 - Serio? Pomogłabyś mi się na to wesele przygotować?
 - No jasne! A zdradzisz mi kim jest ten szczęściarz?
 - Raczej pechowiec – mruknęłaś, podpierając głowę na ręce.
 - Pechowiec? Przecież fajna z Ciebie dziewczyna.
 - W sumie chyba Ci mogę powiedzieć… - zaczęłaś się przełamywać. Czułaś, że może rozmowa z blondynką choć trochę Ci pomoże. Może doradzi Ci coś z jej punktu widzenia.
 - Zamieniam się w słuch – przyznała, patrząc na Ciebie wyczekująco.
 - To Zbyszek.
 - Bartman? Tak jakoś czułam od tego ostatniego spotkania, że coś macie się ku sobie, a od Karola wiem, ze Wy to się chyba znacie z Rzeszowa, co nie?
 - No tak. Ale możesz Karolowi nic nie mówić? Bo oni się kumplują i wiesz…
 - Wiadomo, masz to jak w banku. Karol to papla, głupia bym musiała być, gdybym mu powiedziała – wywróciła oczami. – To co, w Rzeszowie tak między Wami zaiskrzyło?
 - Można tak to ująć – stwierdziłaś i w skrócie opowiedziałaś Oli całą historię. Słuchała w skupieniu, a na końcu wydawała się być mega zdziwiona. Byłaś gotowa teraz na niezbyt przyjemne epitety pod swoim adresem. Nic takiego jednak nie miało miejsca.
 - Rany, nieźle poplątana historia – przyznała. – Ale dalej się kochacie. To widać gołym okiem.
 - Nie wiem, co On czuje, ale wiem, że na Jego miejscu nie chciałabym mnie znać – westchnęłaś. – Zachowałam się okropnie.
 - Każdy popełnia błędy – spojrzała na Ciebie ze współczuciem. – Ale los dał Wam szansę go naprawić. Gdybym wtedy Cię znała, to pewnie nawrzeszczałabym na Ciebie, że powinnaś mu się przyznać, że masz narzeczonego, a nie uciekać. Czemu właściwie zrobiłaś tak, a nie inaczej?
 - W sumie nie wiem. Ze strachu chyba. Miałam straszne wyrzuty sumienia i chyba w ten sposób chciałam się ukarać, bo bez Niego strasznie ciężko mi było.
 - I przy okazji ukarałaś też Jego. Na pewno za Tobą tęsknił tak samo, jak Ty za Nim.
 - Powiedział mi, że nie potrafi mnie znienawidzić, więc mam jakąś tam małą nadzieję – przyznałaś nieśmiało.
 - Wiesz co? Czuję, że to wesele będzie idealną okazją żebyście się na nowo do siebie zbliżyli. A ja Ci pomogę się do niego przygotować.
 - Bardzo Ci dziękuję – uśmiechnęłaś się ciepło.
 - Nie ma sprawy – machnęła ręką. – Dopijaj kawę i lecimy dalej. Trzeba znaleźć to cudo, które zwali Bartmana z nóg!
Zaśmiałyście się obie. Teraz czułaś, że los postawił Ci na drodze osobę, która rzeczywiście zasługuje na miano Twojej przyjaciółki. Byłaś wdzięczna Oli, że tak normalnie zareagowała, słysząc Waszą historię. W dodatku chce Ci pomóc odzyskać siatkarza. Być może w chwili zwątpienia Tobą wstrząśnie żeby dodać Ci energii do działania. Póki co plan był prosty – chciałaś pięknie wyglądać na weselu Jacka, żeby spodobać się Zibiemu.
Przez kolejną godzinę obeszłyście jeszcze kilka sklepów. Byłaś już całkowicie zrezygnowana, bo nic nie przykuło Waszej uwagi na tyle żeby to kupić. Kiedy miałaś już przyznać na głos, że to bez sensu i chcesz wracać do Bełchatowa zauważyłaś Ją. Przystanęłaś w miejscu, a Twoje oczy przypominały pięciozłotówki. Ola zauważyła Twój dziwny stan i próbowała zlokalizować punkt, na którym utkwił Twój wzrok i po chwili go odnalazła.
 - Myślisz o tym samym, co ja? – spytała zdziwiona.
 - To ta! – uśmiechnęłaś się i jak na skrzydłach pognałaś do odpowiedniego sklepu. Miałaś niezwykłe szczęście, bo sukienka z wystawy (link) była ostatnią w dodatku w Twoim rozmiarze. Chyba wreszcie los się do Ciebie uśmiechnął. Ola wręcz wepchnęła Cię do przymierzalni i co kilka sekund pytała, czy już jesteś gotowa. Założyłaś strój delikatnie na siebie, jakby bojąc się, że ją zniszczysz. Czułaś się w niej bardzo wygodnie i tak… pięknie. Sukienka idealnie podkreślała Twoje kobiece kształty. Wiedziałaś, że znalazłaś to czego chciałaś. Wpatrywałaś się w odbicie niczym zahipnotyzowana.
 - Mam dość! Wchodzę! – usłyszałaś zniecierpliwioną blondynkę, która odsłoniła zasłonkę od Twojej kabiny. Od razu otworzyła szeroko oczy, a Ty z nieśmiałym uśmiechem odwróciłaś się w Jej stronę.
 - O kurwa… - wyrwało się jej. Pierwszy raz słyszałaś z jej ust przekleństwo. – Ona jest stworzona dla Ciebie!
 - Tak myślisz?
 - Majka, wyglądasz w niej jak księżniczka!
 - Nie wiem, czy aż tak, ale bardzo mi się ona podoba – przyznałaś, ponownie wpatrując się w swoje odbicie. Ola położyła Ci ręce na ramionach.
 - Widzisz tę laskę w lustrze? – głową wskazała na Twoje odbicie. – Ona na nowo zawróci w głowie Zbigniewowi Bartmanowi. Uwierz mi.

Uśmiechnęłaś się pod nosem. Chciałaś żeby słowa blondynki się sprawdziły.

__________________

Wybaczcie, że tak późno, ale nie miałam dziś kompletnie czasu.
Pozdrawiam ;*
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ