piątek, 23 września 2016

Rozdział 18

Po wyjściu Marka postanowiłaś zrobić większe porządki w mieszkaniu. Miałaś ku temu dobrą okazję, bo byłaś sama. Oczywiście sprzątałaś na bieżąco, bo przy Twoim bracie inaczej się nie da. Ogarnęłaś więc wszystko, umyłaś podłogi, wypucowałaś kuchnię i łazienkę na błysk. Byłaś z siebie zadowolona. Zmęczyło Cię to sprzątanie. Z racji późnej już godziny i ciemnościach za oknem uznałaś, że na kawę już jest za późno. Zaparzyłaś więc sobie herbatę. Akurat, gdy wlewałaś wodę do kubka, to usłyszałaś dzwonek do drzwi, a następnie mocne pukanie. Zdziwiłaś się, bo nie spodziewałaś się nikogo. Miałaś tylko nadzieję, że Marek nie narozrabiał. Otworzyłaś drzwi i spojrzałaś pytająco na dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Nie wzbudzili oni Twojej sympatii. Intuicja podpowiadała Ci, że raczej nie chcą pożyczyć cukru, jak typowi sąsiedzi…
 - Panowie do kogo? – spytałaś cicho. W pewnym sensie obawiałaś się nieznajomych.
 - Do Marka. Braciszek jest? – zapytał ten po prawej.
 - Niestety nie – pokręciłaś głową. Skąd oni w ogóle wiedzieli, że jest on u Ciebie?
 - Wolimy się upewnić – rzucił drugi i pchnął mocniej drzwi, o które się opierałaś. Odrzuciło Cię do tyłu. Mężczyźni weszli do środka i zaczęli Ci chodzić po mieszkaniu. Bałaś się tego, co się działo. Nie wiedziałaś, kim oni są i czego chcą od szatyna.
 - Ale co wy robicie? Mówiłam, że Marka nie ma – powiedziałaś stanowczo, stając w wejściu do salonu, który zaczęli przeszukiwać.
 - Cwaniak – uśmiechnął się ironicznie ten, którego miałaś za milszego. – Wiedział, że go w końcu znajdziemy.
 - Mogę wiedzieć, po co szukacie mojego brata? – skrzyżowałaś ręce na piersi i spojrzałaś wyczekująco na towarzyszy. Jeden z nich podszedł do Ciebie. Przełknęłaś ślinę, ale nie chciałaś dać po sobie poznać, że się boisz. Wiedziałaś, że mogą Twoją bezradność wykorzystać.
 - Usiądź sobie, maleńka – chwycił Cię za bark i zmusił do usadowienia się na kanapie. Syknęłaś z bólu i zaczęłaś rozmasowywać bolącą część ciała. Dwójka przybyszy usiadła po Twoich obu stronach. W pewnym sensie Cię otoczyli. Nie mogłaś się ruszyć. Strach zaczynał przejmować nad Tobą kontrolę, a z Twoich oczu na pewno łatwo można było wyczytać, że się boisz.
 - A teraz powiemy Ci, co masz przekazać naszemu kochanemu koledze, a Twojemu braciszkowi – zaczął drugi, patrząc na Ciebie wymownie. – Jest nam coś winny. Dość sporo. On o tym wie. Zwiał z czymś, co nie należy do niego i dla własnego, jak i Twojego dobra powinien sam się do nas zgłosić. Bo jak nie, to pogadamy sobie inaczej.
W tym momencie odgarnął z Twojej twarzy zabłąkany kosmyk i włożył Ci go za ucho. Przeszedł Cię dreszcz. Wyczuł to, więc się uśmiechnął. No brawo, teraz już po Tobie. Już wie, że się boisz.
 - Nie róbcie mu nic – poprosiłaś, a w kącikach oczu zalśniły Ci łzy.
 - Nie masz tu nic do gadania. To co moje ma do mnie wrócić, bo jak nie, to możesz się z bratem pożegnać. W dodatku Ciebie teraz w to też wplątał, więc najwyżej po zwrot zwrócimy się do Ciebie – mrugnął do Ciebie, a wtedy przestraszyłaś się już nie na żarty.
 - Twój brat ma zamiar się dziś tu pojawić? – zadał pytanie drugi z nieznajomych. Pokręciłaś przecząco głową.
 - Poszedł gdzieś na imprezę. Tylko tyle wiem – przyznałaś.
 - To obejdziemy sobie wszystkie kluby w Bełchatowie. Noc jest młoda – stwierdził pierwszy. Nagle chwycił Cię mocno za szyję, aż straciłaś możliwość swobodnego oddychania. – Ale jak go nie znajdziemy to wrócimy, maleńka.
Puścił Cię, więc automatycznie chwyciłaś się za obolałe miejsce i głęboko oddychałaś, chcąc unormować oddech. Nie panowałaś już nad łzami, które płynęły z Twoich oczu.
 - A teraz już wyjdziemy. Do zobaczenia – uśmiechnął się. Mężczyźni wyszli z Twojego mieszkania, ale wcale nie byłaś przez to spokojniejsza. Byłaś wręcz przerażona i strasznie spanikowana. Zaczęłaś cała drżeć ze strachu. Nie miałaś pojęcia kim oni byli, ale byłaś pewna jednego – byli złymi ludźmi. Twój brat wplątał się zapewne w coś nielegalnego i byłaś niemal w 100% pewna, że było to coś związanego z narkotykami. W dodatku tak jakby byłaś też w to wplątana. Ukrywał się u Ciebie, więc przyczepili się i zapewne szybko nie odczepią. Cieszyło Cię tylko to, że w takim razie nie będą nękać rodziców. Dobrze, że nie powiedziałaś, że Marek jest w Łodzi. Przynajmniej miałaś nadzieję, że jest tam, gdzie Ci powiedział, bo teraz już nie byłaś pewna Jego słów. Okłamywał Cię na każdym kroku.
Wzdrygnęłaś się, słysząc, że ponownie ktoś wchodzi do mieszkania. Szybko podwinęłaś kolana pod brodę, tak jakby instynktownie broniąc się taką pozycją. Obawiałaś się, że wrócili, bo coś im się przypomniało.
 - Majka, jesteś tu? – usłyszałaś przejęty głos Zbyszka. Po chwili również Go ujrzałaś. Natychmiast się przy Tobie znalazł. Widać było, że był zaniepokojony Twoim stanem. Tylko co on u Ciebie robił?
 - Co się stało? Minąłem jakiś podejrzanych typów na klatce. To oni tutaj byli?
Kiwnęłaś głową bez słowa, przymykając oczy, z których wciąż lały się łzy.
 - Kto to był? – dopytywał.
 - Nie wiem – szepnęłaś, zgodnie z prawdą. Nie znałaś ich tożsamości.
 - Czego chcieli? Nic Ci nie zrobili? - obejrzał Cię dokładnie. Otarł Twoje mokre policzki i złapał za ręce, patrząc Ci w oczy.
 - Nic, ale… - zaczęłaś, a Bartman spojrzał na Ciebie wyczekująco. Postanowiłaś podzielić się z Nim swoimi obawami. – Oni chyba mogą wrócić.
 - Jak to chyba mogą wrócić?! – otworzył szerzej oczy.- Co oni w ogóle chcieli?
 - Szukają mojego brata – wyznałaś i ponownie zaszlochałaś. Siatkarz objął Cię mocno. Czując Jego bliskość powoli zaczynałaś się uspokajać. Wiedziałaś, że z Nim jesteś bezpieczna i nic Ci nie grozi. Był Twoim osobistym środkiem uspokajającym – melisą w siatkarskim wydaniu.
 - U Ciebie go szukają? Dobra, mniejsza o to. Zabieram Cię dziś do siebie.
 - Co? – zdziwiona podniosłaś wzrok na Jego twarz.
 - No chyba nie myślisz, że Cię tu samą zostawię w takim stanie – odparł jakby to było czymś tak oczywistym, jak to, że trawa jest zielona, a niebo niebieskie.
 - Ale ja nie chcę robić kłopotu – szepnęłaś. Nie chciałaś by Zbyszek się nad Tobą litował. Wiedział, że w takiej sytuacji byłaś bezbronna i nie umiałaś sobie sama poradzić, a On był zawsze miłym i kulturalnym facetem.
 - Co Ty mówisz, jaki kłopot? Pakuj jakieś rzeczy i śpisz u mnie. Tylko szybko, bo nie wiadomo kiedy wrócą.

Wziął Cię za rękę i pomógł wstać z kanapy. Posłusznie spakowałaś do torebki coś do spania i strój na jutrzejszy dzień pracy. Nie miałaś zamiaru jutro nigdzie iść, ale wiedziałaś, że Twoje sprawy prywatne nie powinny wpływać na pracę, bo w końcu byłaś odpowiedzialna w pewnym stopniu za kondycję siatkarzy jednego z najlepszych klubów w Polsce. Zastanawiało Cię, skąd u Ciebie wziął się Zbyszek. Cieszyło Cię jednak, że znalazł się w odpowiednim momencie, bo byłaś w totalnej rozsypce, a On jako tako Cię złożył do kupy. Zawsze był wtedy kiedy Go potrzebowałaś. Taki mężczyzna to skarb i byłaś tego świadoma. 

_______________________

Przepraszam. Wiem, że cały czas nawalam... i coraz bardziej czuję, że to jednak moja ostatnia historia i czas się z Wami pożegnać :/
Pozdrawiam ;*