środa, 15 czerwca 2016

Rozdział 13

 - Mogę wejść, czy każesz kochanemu braciszkowi stać na wycieraczce? – zaśmiał się, a Ty będąc dalej w szoku, otworzyłaś szerzej drzwi i zrobiłaś miejsce, aby wszedł do środka. Wizyta Marka była dla Ciebie dużym zaskoczeniem. Nie uprzedzał, że Cie odwiedzi. Rozmawiałaś 2 dni temu ze swoją rodzicielką i też nie wspominała, że Twój młodszy brat się do Ciebie wybiera. Spytałaś, czy się czegoś napije, czy coś zje.
 - W sumie głodny jestem. Ze Szczecina kawał drogi – wyszczerzył się. Zrobiłaś na szybko jakieś kanapki, a brat jadł je, aż mu się uszy trzęsły.
 - Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej, że wpadasz? Wzięłabym sobie wolne, posprzątała, zrobiła zakupy.
 - Chciałem Ci zrobić niespodziankę – wzruszył ramionami i jadł dalej. Nie pasowało Ci to do niego. Marek nigdy Cię nie odwiedzał, więc coś musiało się stać.
 - Na pewno nic się nie stało? – dopytywałaś.
 - To już własnej siostry nie mogę odwiedzić? – oburzył się.
 - Po prostu zwykle tego nie robiłeś – przyznałaś szczerze.
 - Właśnie dlatego postanowiłem to zmienić.
 - A studia?
 - Kilka dni mnie nie zbawi – mruknął.
 - Dopiero niedawno je zacząłeś i już je zawalasz – westchnęłaś niezbyt zadowolona jego zachowaniem.
 - No tak, zapomniałem, że Ty jesteś idealna i zawsze na wszystkie zajęcia chodziłaś.
 - O co Ci chodzi? – zmrużyłaś oczy.
 - Chcę żebyś wyluzowała. Mam luźny harmonogram, a wykładowcy często mają na nas wyjebane. W dodatku kumpel ma mnie wpisać na listę tam, gdzie się da.
Uznałaś, że dasz bratu tego wieczora spokój. Nie rozmawialiście długo, bo byłaś zmęczona, a następnego dnia musiałaś być na hali na 7:30, bo Facundo ma problemy z plecami i musisz mu poświęcić dłuższą chwilę, niż całej reszcie. Dałaś Markowi ręcznik i pozwoliłaś pierwszemu zająć łazienkę. W tym czasie pościeliłaś mu w salonie. Rozłożyłaś kanapę, na którą położyłaś świeżo przebraną przed chwilą pościel. Nie byłabyś sobą gdybyś nie miała w planie zadzwonić do mamy z pretensjami, że nic Ci nie powiedziała o wizycie brata. Nie dawało Ci to spokoju. Twoja rodzicielka była straszną gadułą i coś musiałoby się jej wymsknąć w czasie rozmowy. Ale z drugiej jednak strony w ostatnim czasie rzadko dzwoniła. Być może bała się, że się wygada? To wydawało Ci się logiczne. Postanowiłaś wziąć sobie wolne choć 2 dni żeby spędzić trochę czasu z dziewiętnastoletnim szatynem. Zaczynałaś się na to cieszyć, bo rzeczywiście dawno nie mieliście okazji by pobyć samym. Było Ci głupio, że prawie nic nie wiesz teraz o swoim bracie, jedynie to, co mówiła Ci mama. Gdy w czasie lata miałaś urlop, to Marek był ze znajomymi na Mazurach pod namiotami. Dlatego Wasze ostatnie spotkanie miało miejsce jakieś pół roku temu podczas Wielkanocy. Jednak przy całej rodzinie to nie było to samo, co tak samemu. Wiedziałaś, że zaniedbałaś kontakty z bratem i to w głównej mierze przez pracę.
Gdy Dębiec wyszedł z łazienki, wskazałaś mu jego miejsce do spania. Powiedziałaś, że rano pójdziesz do pracy wtedy, kiedy on pewnie jeszcze będzie smacznie chrapał. Zostawiłaś mu klucze na kuchennym stole, ale uprzedziłaś żeby nie plątał się sam po Bełchatowie, bo sama nie znasz miasta na tyle żeby później szukać Marka, gdyby się zgubił. Obiecałaś też wziąć sobie wolne żeby spędzić z nim czas. Następnie skierowałaś się do łazienki. Skrzywiłaś się, widząc lekki bałagan, który po sobie pozostawił Twój brat. Szybko to ogarnęłaś i weszłaś do kabiny prysznicowej. Podczas mycia się miałaś wrażenie, że dzwonił dzwonek do drzwi. Nikt Cię jednak nie zawołał, więc uznałaś to za jakieś przesłyszenie. Wytarłaś ciało mięciutkim ręcznikiem i założyłaś koszulę nocną. Życzyłaś Markowi dobrej nocy, po czym poszłaś do swojej sypialni. Ustawiłaś budzik na telefonie i przyłożyłaś głowę do poduszki, zamykając oczy. Nie wiedziałaś jeszcze, że wizyta brata tak zamiesza w Twoim życiu.

Wyszedłeś z bloku szatynki cały nabuzowany. Targała Tobą masa emocji. Wszystkie negatywne. Czułeś zarówno wściekłość, złość, jak i smutek i zrezygnowanie. Zacząłeś myśleć, że Majka znowu się Tobą zwyczajnie bawi. Wmawiała Ci, że Cię pokochała, a tu jak nie narzeczony, to teraz ten nowy koleś. Skoro otwierał Ci drzwi od Jej mieszkania w samych bokserkach o tej porze, to nie mógł być zbłąkanym, dalszym znajomym. Jeśli zacznie Ci się tłumaczyć, to nawet Jej nie wysłuchasz. Czułeś się wykorzystany. Chciała na nowo wzbudzić w Tobie zaufanie, a tymczasem zabawiała się z kolejnym facetem. Gdy Ją poznałeś, nie sądziłeś, że taka drobna kobietka może perfidnie grać na dwa fronty. Jak widać się pomyliłeś co do Niej. Może Ona tylko zgrywała taką słodką, nieśmiałą i bezbronną? Może to był Jej patent żeby rozkochać w sobie mężczyznę, zabawić się, a potem porzucić, uciekając do innego miasta? Może Twoje rozmyślania wybiegały zbyt daleko i tworzyły chore scenariusze, ale byłeś tak skołowany tym, co Cię znów spotkało, że nie potrafiłeś myśleć inaczej. Nie wiedziałeś, co ze sobą zrobić, gdzie pójść, z kim porozmawiać.  Właściwie nie chciałeś z nikim gadać. Wolałeś tego wieczora poużalać się nad własną głupotą w samotności. Na nogach doszedłeś do swojego mieszkania. Nie wiesz nawet jak długo szedłeś, ale po drodze wstąpiłeś do monopolowego, który był otwarty 24 godziny na dobę. Kupiłeś butelkę Jack’a Danielsa, która towarzyszyła Ci tej nocy w pustym mieszkaniu. Załamałeś się. Mimo, iż zgrywałeś twardziela na boisku i w życiu, to w sprawach sercowych wcale taki twardy nie byłeś. Byłeś wrażliwy, czego nie okazywałeś zbyt często. Chociaż wielu ludzi miało Cię za podrywacza, który tylko wyrywa laski na jedną noc, to rzeczywistość była inna. Chciałeś znaleźć tą swoją jedyną, z którą będziesz szczęśliwy, założysz rodzinę, wybudujesz dom, spłodzisz dzieci. To było jedno z Twoich największych marzeń, zaraz obok tych sportowych. Kiedy spotkałeś Majkę myślałeś, że to właśnie Ona uczyni Cię najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Byłeś w stanie zrobić wiele by była szczęśliwa. Chciałeś dzielić z Nią zarówno swoje smutki, troski, jak i te piękne chwile. Może nie byliście razem długo, ale to wystarczyło byś zakochał się w Niej do szaleństwa. Niestety los nie był dla Ciebie łaskawy i okazało się, że Maja się jedynie Tobą bawiła i jak widać wciąż to robi. Nie mogłeś tego przeżyć. Nieźle się wstawiłeś tej nocy, nie myśląc, że rano o 9 czeka Cię trening, jak i spotkanie z Nią. Nie myślałeś o tym w tamtym momencie. Chciałeś się jedynie upić, by zagłuszyć te głosy w głowie, które się z Ciebie śmiały, że znowu zrobiłeś z siebie totalnego frajera. Wyśmiewały twoją naiwność. Leciałeś do Niej jak na skrzydłach, by znów dać Jej szansę, by wyznać Jej swoje uczucia, a prawda o Niej okazała się brutalna. To był prawy sierpowy prosto w serce, które pod Jej drzwiami umarło i znów będzie się bało ożywić na miłość.

Następnego dnia oczywiście odczuwałeś skutki spożycia alkoholu. Głowa bolała Cię niemiłosiernie. Nałykałeś się jakiś tabletek przeciwbólowych oraz witaminy C. Wypiłeś rankiem 1,5 litra wody, bo w gardle miałeś pustynię. Czułeś się teraz źle nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Byłe chodzącą kupą nieszczęścia. Nie chciało Ci się iść na trening, ale zbliżał się ważny mecz z ZAKSĄ, więc trener by Cię zabił, gdybyś odpuścił z powodu kaca. Wymyślona choroba tez nie wchodziła w grę. Wlazły miał kontuzje, więc byłeś podstawowym atakującym. Mimo braku sił i chęci do życia wyszedłeś na trening. Oczywiście tam musiałeś się zmierzyć z gradem pytań o Twój dziwny stan. Wszystkim wcisnąłeś kit, że spotkałeś dawnego kumpla i wspominając stare czasy, trochę wypiliście. Falasca nie był zadowolony z Twojej słabej dyspozycji, ale o dziwo nie męczył Cię za bardzo. Jedynie Kłos wiedział, że wcale nie spotkałeś żadnego kolegi. Wiedziałeś, że musisz mu opowiedzieć, co się stało, bo nie da Ci spokoju. 

_____________________

Wiem, że długo nie było rozdziału, ale uprzedzę, że nie wiem kiedy pojawi się kolejny :/ Zaczyna się sesja i jak się nie robiło nic przez pół roku, to teraz się siedzi w książkach, zeszytach, notatkach... Nie mam za bardzo czasu na nic innego, ale już długo nie było rozdziału, więc musiałam jakiś wstawić. Mam nadzieję, że się nie obrazicie, po sesji już wszystko wróci do normy :)
Pozdrawiam ;*

sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 12

Nie mogłaś uwierzyć długi czas, że było już tak blisko i jakiś pies wszystko zniszczył. Jak widać nie jest Wam póki co pisane zbliżyć się do siebie. Wspominałaś tą chwilę długi czas. Mogłaś znów poczuć ten cudowny smak Jego ust i nic z tego nie wyszło. Byłaś zła i taka bezsilna. Ze Zbyszkiem nie poruszaliście tego tematu. Zachowywaliście się tak, jakby nic takiego nie miało miejsca. Z jednej strony Ci to pasowało, ale z drugiej strony miałaś jakiś płomyk nadziei, że Zibi stanie w Twoich drzwiach i powie, że macie niedokończoną sprawę. Chciałaś wpaść w Jego silne ramiona i poddać się miłosnemu uniesieniu. W myślach nazywałaś się głupią idiotką, skoro masz takie marzenia.
W tygodniu spotkałaś się znowu z Olą. Tym jednak razem wybrałyście się do galerii w Bełchatowie, ponieważ blondynka uznała, że koniecznie musisz kupić konkretny kolor lakieru na to wesele. Nie miałaś za wiele do gadania w tej sprawie. Przynajmniej była to dla Ciebie jakaś odskocznia od ciągłego siedzenia w czterech ścianach po pracy.
 - Kurde, nie maja takiego koloru – skrzywiła się Twoja towarzyszka, stojąc pod szafami makijażowymi w Rossmanie.
 - A musi być akurat ten? – spytałaś znudzona. Stałyście w tym samym miejscu od 15 minut.
 - Musi! Ja jestem wizażystką. Zaufaj mi – powiedziała. – idziemy gdzie indziej. Westchnęłaś i ruszyłaś za nią.
 - Ale Zbyszek i tak nie zwróci uwagi na moje paznokcie – wzruszyłaś ramionami.
 - Może nie zwróci, a może zwróci. Nigdy nic nie wiadomo. Ale inne kobiety na tym weselu zwrócą na pewno!
 - Ale mi nie chodzi o inne kobiety – wywróciłaś oczami.
 - Słuchaj, będziesz na jednej imprezie z osobami, które pewnie w jakimś sensie zaczynały Cię traktować jak członka rodziny. Nie możesz się pokazać od złej strony. Musisz być idealna w każdym calu. Rozumiesz?
Pokręciłaś przecząco głową. Nie bardzo wiedziałaś, co do tego mają Twoje paznokcie. Nawet jakbyś chciała, to i tak Twoja towarzyszka nie przyjęłaby odmowy. Dlatego złaziłaś z nią całe centrum handlowe by wreszcie znaleźć odpowiedni lakier, który pasował do wizji blondynki. Wreszcie mogłaś sobie usiąść. Wybrałyście pierwszą z brzegu kawiarnię, którą spotkałyście po drodze.
 - Nogi mi odpadają – skrzywiłaś się.
 - Niedobrze, musisz je oszczędzać żeby potem móc przetańczyć ze Zbyszkiem całą noc – zaśmiała się.
 - Ej, bo ja zaczęłam mieć wątpliwości – westchnęłaś. Blondynka spojrzała na Ciebie zdziwiona.
 - Jakie znów wątpliwości?
 - Boję się, że tak się napaliłam na to wesele, a nasze relacje wcale się na nim nie poprawią – westchnęłaś, opierając głowę na ręce.
 - Nadmiar myślenia Ci szkodzi, jak widać – mruknęła. – Na mój gust jesteście na dobrej drodze.
 - Ostatnio w sumie Karol Nam pomógł – stwierdziłaś z uśmiechem.
 - Mój Karol? Jak pomógł?
 - Poszliśmy w czwórkę, razem z Wroną jeszcze, na nocny spacer po Warszawie i nagle Karol zaczął krzyczeć, że czegoś zapomniał, że to jest ważne, pociągnął Andrzeja i tyle ich widziałam.
 - Czyli uważasz, że mój kochany chłopak zrobił to specjalnie żebyście zostali sami? – zastanawiała się na głos. – Zaraz, zaraz. Skoro tak, to jest jedna opcja. Bo co, jak co, ale Kłos akurat jest strasznie niedomyślny i on by się sam nie skapnął, że patrzycie na siebie z Bartmanem jak na miłość swojego życia. A skoro ani ja mu nie powiedziałam, ani Ty, to pozostaje jedna osoba…
 - Że Zibi? – spytałaś, analizując jej dedukcję.
 - Bingo! A skoro mu opowiadał, to też coś musi do Ciebie czuć, nie sądzisz?
 - No nie wiem – zaczęłaś się nad tym głębiej zastanawiać. Chciałaś żeby tok myślenia Oli był prawidłowy, ale jakoś ciężko było Ci w to uwierzyć. Z drugiej jednak strony ostatnio na nowo się do siebie zbliżacie. Ba, prawie się pocałowaliście. Coś musiało w tym być.
Wszystkie te myśli minęły, gdy tylko weszłaś do swojego mieszkania. Tak jakby w jednym momencie cały Twój optymizm znów wyparował. Zastąpiło go zwątpienie i obawa. Chciałaś wierzyć, że wciąż jesteś dla Zbyszka kimś ważnym, ale wiedziałaś, że mogłaś być zbyt głupia i naiwna, tak myśląc. Zachowałaś się okropnie i nie wiesz, co mogłabyś zrobić, by ponownie odzyskać zaufanie bruneta, jak i Jego samego. Z Twoich rozmyślań wyrwał Cię dzwonek do drzwi. Spojrzałaś zdziwiona na zegarek. Gdy przychodził do Ciebie o tak późnej porze? Dochodziła przecież 21. Poprawiłaś swoją nieco za dużą bluzę i poszłaś otworzyć.
 - Marek? – spojrzałaś zdziwiona na gościa, stojącego na wycieraczce.
 - No co, ducha zobaczyłaś? – zaśmiał się. Kogo, jak kogo, ale jego się nie spodziewałaś.

Milimetry. Naprawdę niewiele. Właśnie tyle dzieliło Cię od ponownego poczucia Jej słodkich warg, za którymi tak bardzo tęskniłeś. Z jednej strony nie mogłeś przeboleć, że tyle brakowało byście znów złączyli się w pocałunku, ale z drugiej nie wiedziałeś, czy byłeś już gotowy by znów jej całkowicie zaufać, a jeden pocałunek sprawiłby, że tak właśnie by pomyślała.
 - Ej, Zbychu, Zbychu – pokręcił głową środkowy, któremu opowiedziałeś tą sytuację zaraz po powrocie do hotelu. – To ja tu kombinuję jak się z tego spaceru zmyć, a Ty marnujesz taką dobrą okazję.
 - Konkretnego powodu do tego zmycia się nie miałeś – mruknąłeś. – Było widać gołym okiem, że to zamierzone było.
 - No i dobrze. Niech dziewczyna wie, że wszyscy chcą żebyście znów byli razem.
 - Nie chcę Jej póki co dawać nadziei. Sobie tym bardziej – odparłeś stanowczo.
 - Ty to naprawdę głupi jesteś – pokręcił głową. – Jak dwoje ludzi się kocha, to powinno być razem.
 - A gdyby Ola odwaliła Ci taki numer, to też byś tak mówił? – warknąłeś zdenerwowany gadaniem Kłosa. Czasem miałeś dość tego, że Karol nie zawsze stara się Cię zrozumieć i za wszelką cenę przekonuje Cię, żebyś jak na skrzydłach od razu poleciał do Majki, wyznając Jej miłość. Były momenty, kiedy rozumiał, że nie umiesz jeszcze tego zrobić, ale odkąd Jego dziewczyna zaprzyjaźniła się z Mają, to był nie do wytrzymania.
Tak było i tego wieczora. Środkowy zaprosił Cię do siebie na piwko i mecz Ligi Mistrzów. Zgodziłeś się, bo była to lepsza opcja spędzenia wolnego wieczoru, niż samotne siedzenie w pustym mieszkaniu z czteropakiem Lecha. Ola wróciła do mieszkania równo z rozpoczęciem meczu. Uśmiechnęła się na Twój widok i przywitała.
 - Właśnie się z Majką widziałam – oznajmiła, siadając koło Karola na kanapie i witając się z nim całusem w policzek. Wiedziałeś, że znowu się zacznie…
 - I co tam u Majeczki słychać? Znów złaziłyście całą galerię? – zaśmiał się siatkarz. Upiłeś spory łyk piwa.
 - A okej. Strasznie mi jęczała nad uchem, że ją męczę – parsknęła śmiechem, a Ty uśmiechnąłeś się mimowolnie. Wiedziałeś doskonale, że Maja lubi zakupy, ale nie w dużej ilości czasowej. Natomiast Ola mogłaby siedzieć w galerii pół dnia i by jej się nie znudziło. Zacząłeś współczuć szatynce, że pewnie była zbyt miła by odmówić blondynce towarzystwa.
Myślałeś przez chwilę, że może jeden raz dadzą Ci spokój i przestaną mówić o tym, że powinniście z Majką do siebie teraz wrócić. Niestety nadzieja matką głupich, jak to mówią. Znowu się zaczęło. Zaczynałeś mieć tego dość. Nie wiedziałeś jednak, czy to zasługa wypitego piwa, czy argumentów przyjaciół, ale z każdym ich kolejnym zdaniem sam siebie w duchu zacząłeś się przekonywać. A może by jednak zaryzykować? W końcu odkąd na nowo ją spotkałeś, tutaj, w Bełchatowie, to nie zawiodła Cię ani raz. Poza incydentem z jej byłym, który okazał się być pomyłką, to widać było, że stara się odzyskać Twoje zaufanie. Widziałeś, że Jej oczy cieszą się na Twój widok. Ty również się cieszyłeś każdą chwilą, którą miałeś spędzić w Jej towarzystwie. Twoje serce przyspieszało na samą wzmiankę o Dębiec. Kiedy czułeś Jej zapach, to po Twoim ciele rozpływało się takie przyjemne ciepło. Czułeś to tylko przy Mai. Nigdy przy żadnej innej kobiecie. Kochałeś Ją do szaleństwa, Bartman. Nie mogłeś temu zaprzeczyć.
 - Ale, że co ja mam teraz niby zrobić? Iść do Niej? – westchnąłeś, chowając twarz w dłoniach.
 - Teraz, albo nigdy, Zibi. Przecież widzę, że walczysz sam ze sobą – powiedziała ciepło Ola.
 - Nie wierzę w to, co powiem… - zacząłeś, podnosząc głową. – Ale idę do Niej.
 - Zawiozę Cię – klasnęła w dłonie. Byłeś jej wdzięczny, bo z waszej trójki ona jedyna nie tknęła alkoholu. Nie byłeś pijany, ale jednak nie mogłeś prowadzić samochodu. Poczułeś nagły przypływ adrenaliny. Byłeś zdeterminowany żeby wyznać szatynce, co czujesz cały czas. Nie przestałeś Jej kochać nawet przez to pół roku, gdy nie wiedziałeś, gdzie zniknęła.
Wbiegłeś po schodach strasznie przejęty. Nawet się trochę stresowałeś. Miałeś nadzieję, że dziewczyna się ucieszy, słysząc Twoje wyznanie. Czułeś nawet lekkie podekscytowanie tym, że wreszcie przestałeś się wahać i rozmyślać o tym, co było. Pewny siebie wcisnąłeś dzwonek do drzwi i czekałeś, aż Ci otworzy. Gdy usłyszałeś przekręcanie zamku w drzwiach, to automatycznie postanowiłeś zacząć swoja przemowę.
 - Wiem, że jest późno, ale musisz mnie wysłuchać – zacząłeś, gdy drzwi zaczęły się uchylać. Wtedy nagle Twój entuzjazm gdzieś zniknął. Zamiast Majki w Jej korytarzu stał jakiś mężczyzna w samych bokserkach. Poczułeś ukłucie w sercu. Miałeś znów wrażenie, że świat Ci się zawalił.
 - Yyy Pan do Majki?– uśmiechnął się szczerze.

 - Nie. Przepraszam, pomyliłem klatki – wydukałeś i szybko zbiegłeś schodami na dół. Byłeś wściekły. Bardzo wściekły.

___________________

Tadaaaam, jak to z sielaneczki mozna przejść w zdenerwowanie xD ale nie zabijajcie! Wybaczcie, że rozdział z poślizgiem, ale miałam urwanie głowy i na śmierć zapomniałam !
Pozdrawiam ;*