Oczywiście Twoja sielanka nie mogła trwać długo. Jak już
uporządkowałaś relacje z bratem i w miarę jako tako uspokoiłaś rodziców, że
sytuacja wcale nie wygląda tak jak myślą, to pojawiły się inne problemy. Dla
Ciebie chyba nawet większe. Nie wiadomo czemu Zbyszek zaczął Cię unikać. Nawet
na Ciebie nie patrzył, a Wasze rozmowy ciężko było nazwać w ogóle konwersacją.
Nie wiedziałaś co zrobiłaś źle, ale gołym okiem było widać, że jest na Ciebie
zły, albo ma jakiś żal do Ciebie. Próbowałaś Go spytać, ale nie dawał Ci na to
szansy. Szybko opuszczał Twój gabinet, zanim zdążyłaś zacząć jakikolwiek temat.
Widziałaś tylko jakby współczujący wzrok Kłosa. Do tego Ola również z Tobą nie
rozmawiała. Do wesela Jacka został tydzień, a Twoja osoba towarzysząca, a zarazem
miłość życia traktowała Cię jak powietrze. Byłaś załamana, ale starałaś nie dać
po sobie nic poznać. Zwykle wracając do mieszkania wydobywałaś swoje smutki na
zewnątrz w postaci płaczu, ale odkąd miałaś lokatora, to było to niemożliwe.
Nie chciałaś okazywać wewnętrznego bólu przy kimkolwiek, nawet jeśli to był
Twój brat. Zastanawiałaś się też, kiedy on wraca do Szczecina. Nie poruszał
tego tematu, tylko całymi dniami się obijał. Zagadywałaś o studia, ale wciąż
się wymigiwał, mówiąc, że kolega póki co wpisuje go na wszystkie listy.
- Halo? –
powiedziałaś, odbierając połączenie od swojej rodzicielki.
- Cześć, Majeczko.
I jak tam sytuacja u Ciebie? – zapytała.
- Tak jak zwykle.
Leci – wzruszyłaś ramionami, mówiąc obojętnie. Akurat weszłaś do mieszkania, ale Marka nie zastałaś w środku. Ciekawiło Cię, gdzie on się włóczył, gdy Ty byłaś
w pracy.
- A Marek
powiedział, kiedy wreszcie wróci? Tydzień już Ci siedzi na głowie.
- Nic nie mówił.
Twierdzi, że na uczelni ma wszystko załatwione i żeby się nie martwić –
westchnęłaś. Musiałaś sama przed sobą przyznać, że powoli jego wizyta Cie
męczyła. Miałaś dużo więcej roboty, gdy wracałaś do mieszkania, bo Marek robił
straszny bałagan i poza tym nie radził sobie w kuchni, więc codziennie musiałaś
coś gotować.
- Przekaż mu, że
dziś byli jacyś jego dwaj koledzy i pytali kiedy będzie i gdzie w ogóle
pojechał.
- Jacy koledzy?
- Nie przedstawili
się, ale powiedzieli, że Marek będzie wiedział o kogo chodzi, bo razem chodzą
na imprezy. Może oni go przekonają do powrotu, bo ja już siły tracę –
westchnęła.
- Okej, przekażę
mu. Może faktycznie jak sobie pomyśli, że tam ma towarzystwo do imprez, to
zatęskni i wróci – uśmiechnęłaś się lekko. Porozmawiałaś jeszcze kilka minut z
rodzicielką i zakończyłaś połączenie, aby znów ogarnąć salon. Zastanawiałaś się jak można samemu
zrobić taki bałagan w jeden dzień? W dodatku niecały. W ciszy i powoli wszystko
zrobiłaś i zajęłaś się obiadem. W tym własnie momentu Twój brat wrócił do
mieszkania.
- Hej, ja tylko na
chwilę – rzucił, znikając w salonie. Poszłaś od razu do niego, wycierając po
drodze dłonie w ściereczkę.
- Gdzieś się
wybierasz? – uniosłaś pytająco jedną brew. Po cichu liczyłaś, że postanowił
wrócić do domu.
- Do Łodzi ze
znajomymi. Idziemy na imprezę – powiedział, pakując parę rzeczy do plecaka.
- Jakimi
znajomymi? – zdziwiłaś się. Przecież on był w Bełchatowie tylko kilka dni.
Kiedy zdążył spotkać kogoś i się zaprzyjaźnić na tyle, by jechać z nimi do
obcego miasta?
- 2 dni temu ich
poznałem na imprezie. Wyluzuj, siostra – puścił Ci oczko i zaczął zapinać
ubraną przed chwilą koszulę. Westchnęłaś.
- Ale uważaj na
siebie, okej? Nie przesadź z alkoholem, bo to jednak obce miejsce i towarzystwo
– poprosiłaś, wiedząc, że i tak go nie odwiedziesz od tego pomysłu.
- Jasna sprawa –
rzucił.
- Mama dzwoniła i
kazała przekazać, że byli twoi koledzy i pytali kiedy wracasz – powiedziałaś,
przypominając sobie wcześniejszy telefon.
- Jacy koledzy? –
spytał zdziwiony. Miałaś wrażenie, że jego ciało się dziwnie napięło.
- Ci z którymi na
imprezy chodzisz, tak powiedzieli. Coś nie tak?
- Aaa ci – zaśmiał
się, ale tak jakby trochę nerwowo. – Zadzwonię do nich dziś i powiem, ze muszą
jeszcze się pobawić beze mnie, ale nadrobimy niedługo.
- Nie tęsknisz za
kumplami? – próbowałaś wzbudzić w nim jakieś wyższe uczucia, takie jak
tęsknota.
- Chcesz się mnie
pozbyć z mieszkania, prawda? Spokojnie, niedługo wracam i będziesz mnie miała z
głowy – uśmiechnął się lekko i minął Cię w drzwiach. Zrobiło Ci się głupio, że
tak to odebrał.
- To nie tak. Po
prostu nie możesz tu być cały czas. Masz przecież swoje życie w Szczecinie –
tłumaczyłaś się.
- Wiem i niedługo
do niego wracam. A teraz sorry, ale nie chcę żeby na mnie czekali. Do jutra! –
rzucił i tyle go widziałaś. Nigdy nie nadążysz za tym chłopakiem.
Wyszedłeś z sali zmęczony, wręcz ledwo żywy. Ale w
ostatnich dniach to nic nowego. Dawałeś z siebie 200% i dawało Ci to
satysfakcję i jednocześnie przynosiło ulgę. Tak jak sobie zaplanowałeś, żeby
mniej myśleć o Majce oddawałeś się siatkówce. Jak zwykle przyniosło to wzrost formy.
Identycznie było w Rzeszowie, gdy Cię zostawiła. Przynajmniej odbijając piłkę,
czy ćwicząc na siłowni czułeś się choć trochę zrelaksowany.
- Jako, że jutro
mamy trening dopiero po południu, to co wy na to żeby się wybrać na drużynowe
piwko? – zapytał Wlazły, gdy byliście wszyscy w szatni.
- Dobry pomysł,
kapitanie – wyszczerzył się Winiar. Reszta mu zawtórowała i każdy zadeklarował
się, że pójdzie.
- A Ty, Zbychu? –
zagadał Kłos, gdy reszta była w trakcie ustalania miejsca waszej imprezki.
- W sumie –
zamyśliłeś się. – Czemu nie?
- Zresetujesz się,
pośmiejesz. Dobrze Ci to zrobi – poklepał Cię po plecach, a Ty uniosłeś lekko
jeden kącik ust w górę. W myślach przyznałeś racje kumplowi. Piwo wypite samemu
w pustych, czterech ścianach przy cichych odgłosach telewizora, to co innego,
niż wyjście z kumplami na miasto. To rzeczywiście mogło Ci pomóc. Wreszcie
odpocząłbyś, a przy nich i ich głupich żartach na pewno nie myślałbyś o
szatynce. Dlatego pierwszy raz od dawna się szczerze uśmiechnąłeś.
Wyszedłeś z szatni jako ostatni. Nigdzie Ci się nie
spieszyło. Miałeś jeszcze dużo czasu do wieczora, a w mieszkaniu nikt na Ciebie
nie czekał, więc po co miałbyś się spieszyć? Trochę przytłaczała Cię myśl, że
miałeś 27 lat i nie ustatkowałeś się. Ba, póki co się na to nawet nie zanosiło.
Wszystko dlatego, że Twoim sercem zawładnęła pewna fizjoterapeutka, o której nie
jest tak łatwo zapomnieć, jak by się wydawało. Miłość nie wybiera, jak to
mówią. Miłość w ogóle jest dziwna.
- Zibi! – czyjś
głos wyrwał Cię z rozmyślań. Odwróciłeś się i zobaczyłeś waszego klubowego
lekarza.
- Coś się stało? –
spytałeś.
- Tak jakby –
skrzywił się. – Strasznie się spieszę, a mam tu pewne dokumenty, które trzeba
dostarczyć dziś Majce żeby na jutro przyniosła je wypełnione. Mógłbyś je Jej
dostarczyć?
Wzdrygnąłeś się. Nie uśmiechało Ci się Ją odwiedzać z
żadnymi dokumentami. Niestety nie mogłeś odmówić. Wojtek był świetnym lekarzem
i nieraz wam pomagał, stawiał na nogi. Skoro miał ważną sprawę do załatwienia,
to musiałeś być fair w stosunku do niego i się zgodzić. Nie miałeś wyboru.
- Jasne, przekażę Jej – odparłeś, biorąc od niego plik spiętych ze sobą kartek.
- Wielkie dzięki.
Ratujesz mi tyłek – zaśmiał się, pożegnał i zniknął z Twojego pola widzenia.
Westchnąłeś, patrząc na owe dokumenty. Starałeś się ograniczać Wasze kontakty,
a tu znów musiałeś się z Nią zobaczyć. Z jednej strony wmawiałeś sobie, że
zgodziłeś się wbrew sobie, tylko ze względu na to, że nie chciałeś odmówić
Wojtkowi, który dwoi się i troi żeby wam nic nie dolegało. Z drugiej jednak
mimowolnie cieszyłeś się na spotkanie z szatynką, mimo całego żalu, który do
niej czułeś. Postanowiłeś jednak, że nie zrobisz tego od razu, tylko po
południu. Będziesz się spieszył na spotkanie z kolegami, więc nie będzie mogła
Cię zatrzymać na dłużej u siebie. Genialny pomysł, Bartman. Znów unikniesz
sytuacji, w której musielibyście porozmawiać o Waszych relacjach.
Około 18 zacząłeś się szykować. Wziąłeś orzeźwiający
prysznic. Włosy ułożyłeś za pomocą specjalnego żelu. Założyłeś ciemne jeansy i
nową koszulę (link). Spryskałeś się swoimi ulubionymi perfumami. Mieliście iść do klubu, więc liczyłeś się z tym, że jeśli za dużo wypijesz i jednak zaczniesz
rozmyślać o Majce, to jakaś nieznajoma niewiasta pomoże Ci ją wyrzucić z głowy
choć na chwilę. Przed wyjściem wziąłeś jeszcze plik kartek i ruszyłeś w
kierunku osiedla szatynki. Miałeś prosty plan. Zadzwonić dzwonkiem, wręczyć
dokumenty i się szybko pożegnać. Gdyby Cię zapraszała do środka, to miałeś
odpowiedzieć, że idziesz z chłopakami na piwo i nie chcesz się spóźnić. Nie
naciskałaby, znałeś Ją doskonale. Powtarzałeś ten plan, idąc do góry w Jej
bloku. Byłeś tak zamyślony, że prawie zostałeś staranowany przez dwóch facetów.
Nie wyglądali zbyt milusio i widać, że bardzo się spieszyli żeby opuścić
budynek. Poprawiłeś kurtkę i ruszyłeś do góry. Zobaczyłeś, że drzwi od
mieszkania Majki są uchylone. Mimowolnie połączyłeś to z tymi mężczyznami.
Miałeś złe przeczucia i przyspieszyłeś.
_________________________
I zaczynami zabawę, moi drodzy. Jakieś hipotezy?
Pozdrawiam :*
Pozdrawiam :*